Mocznik to zdecydowanie najczęściej polecany nawóz azotowy do dokarmiania dolistnego w sadownictwie, zwłaszcza w uprawie jabłoni. Jego główną zaletą jest bardzo dobra rozpuszczalność w wodzie, przez co można uzyskać stabilne, jednorodne roztwory gotowe do aplikacji opryskiwaczem. Ważne też, że mocznik jest mniej fitotoksyczny niż inne nawozy azotowe – to istotne, bo rośliny liściaste, takie jak jabłoń, dosyć wrażliwie reagują na zbyt wysokie stężenia soli czy amoniaku. Z mojego doświadczenia wynika, że przy prawidłowych stężeniach (najczęściej 5-7%) nie pojawiają się uszkodzenia liści ani objawy poparzeń. Standardy zalecają stosowanie mocznika szczególnie na początku sezonu, gdy potrzeby pokarmowe jabłoni są duże, a warunki pogodowe nie zawsze pozwalają na efektywne pobieranie azotu z gleby. Często fachowcy łączą mocznik z dodatkiem mikroelementów czy środków ochrony roślin, bo zwiększa on również pobieranie innych składników. Oprócz tego nawożenie dolistne mocznikiem ma jeszcze jedną zaletę – może ograniczać rozwój niektórych patogenów, np. parcha jabłoni, jeśli stosuje się go po zbiorach. Moim zdaniem, wybór mocznika to po prostu rozsądna decyzja poparta doświadczeniem sadowników i rekomendacjami instytutów hodowlanych.
Popularność takich nawozów jak saletrzak, saletra amonowa czy siarczan amonowy w nawożeniu doglebowym powoduje, że łatwo się pomylić i założyć, że sprawdzą się też przy dokarmianiu dolistnym jabłoni. Tymczasem kluczową sprawą jest tu bezpieczeństwo liści – większość nawozów amonowych lub saletrzanych, szczególnie w typowych stężeniach, powoduje fitotoksyczność, czyli uszkodzenia blaszki liściowej. Saletrzak i siarczan amonowy mają ograniczoną rozpuszczalność i zostawiają na liściach osady, przez co działają nierówno i mogą prowadzić do poparzeń. Saletra amonowa, choć świetnie się rozpuszcza, jest bardzo agresywna dla liści, głównie przez wysoką zawartość jonów amonowych, które łatwo przenikają przez skórkę i powodują nekrozy. W praktyce takie nawozy stosuje się wyłącznie do nawożenia gleby – tam ich zalety są bezdyskusyjne, bo azot w formie amonowej i azotanowej szybko się przemieszcza w profilu glebowym i jest dostępny dla korzeni. W dolistnych opryskach liczy się jednak łagodność działania, wysoka przyswajalność przez liście i brak negatywnego wpływu na ich zdrowie – a pod tym względem mocznik jest po prostu niezastąpiony. Częstym błędem w myśleniu jest przyjęcie, że skoro azot to azot, to forma nawozu nie ma znaczenia. Jednak chemia i fizjologia roślin pokazuje, że rodzaj związku chemicznego ma tutaj ogromny wpływ na efekt końcowy i bezpieczeństwo zabiegu. Warto więc trzymać się sprawdzonych rozwiązań i polegać na opiniach praktyków oraz zaleceniach instytutów sadowniczych.