Wycinanie porażonych pędów to jedna z najważniejszych praktyk fitosanitarnych w sadownictwie, jeśli chodzi o walkę z mączniakiem jabłoni. Ten grzyb zimuje głównie w pąkach, które zostały wcześniej porażone, i to właśnie z nich wiosną wyrastają chore pędy, stanowiące pierwotne źródło infekcji. Moim zdaniem, regularne i dokładne wycinanie tych porażonych fragmentów, najlepiej tuż przed kwitnieniem, znacząco ogranicza presję patogenu na plantacji. Usuwając zakażone pędy, dosłownie eliminujemy rozsadnik choroby z drzewa, co później przekłada się na mniejsze porażenie liści i owoców. Praktyka ta jest zgodna z najważniejszymi standardami ochrony roślin, które zalecają metody integrowanej ochrony – a więc najpierw działania mechaniczne i agrotechniczne, potem dopiero chemia. Z doświadczenia mogę dodać, że cięcie należy wykonywać w suchy dzień, sekator powinien być czysty i dobrze naostrzony, a same wycięte pędy trzeba wynieść poza sad, najlepiej spalić lub głęboko zakopać. Warto pamiętać, że sama chemia nie zawsze wystarczy, bo mączniak potrafi być odporny na niektóre środki, a takie zabiegi sanitarne naprawdę dają zauważalny efekt. Każdy sadownik, który poważnie podchodzi do zdrowia swoich drzew, powinien mieć tę praktykę nawyku – ułatwia to później całą ochronę sezonową i ogranicza konieczność kosztownych zabiegów chemicznych.
Pojawia się czasem przekonanie, że wystarczy tylko usuwać pojedyncze porażone liście lub nawet mumie z zeszłego roku, żeby skutecznie ograniczyć mączniaka jabłoni, ale to nie do końca tak działa. Mączniak w przeciwieństwie do niektórych innych patogenów, na przykład sprawców parcha, zimuje głównie w porażonych pąkach, z których później wiosną wyrastają całe chore pędy. Samo niszczenie pojedynczych liści jest po prostu mało skuteczne, bo liście to już efekt, a nie źródło problemu. Jeśli chodzi o usuwanie tzw. mumii, czyli zaschniętych, porażonych owoców z poprzedniego sezonu, to przydatna praktyka w przypadku walki z brunatną zgnilizną czy patogenami owoców, ale praktycznie nie daje efektu przy mączniaku. To jest typowy błąd, że sadownik skupia się na tych resztkach, ignorując pędy, które są głównym rezerwuarem tej choroby. Co do zabezpieczania ran farbą emulsyjną – to ważny zabieg, ale przy innych zagrożeniach, na przykład po cięciach większych gałęzi chroniących przed rakiem drzew owocowych lub innymi patogenami wnikającymi przez rany. Tutaj jednak nie rozwiązuje to problemu mączniaka, wręcz można stracić cenny czas. Moim zdaniem, najczęściej spotykanym błędem jest mylenie źródeł infekcji i stosowanie ogólnych, ale nieprecyzyjnych praktyk sanitarnych. W ochronie sadów liczy się precyzja: trzeba wiedzieć, gdzie choroba zimuje i jak realnie ograniczyć jej rozprzestrzenianie. Właśnie dlatego wycinanie porażonych pędów przed kwitnieniem to podstawa – reszta to działania wspierające, ale nie kluczowe.