Główne cięcie róż wykonuje się wiosną, bo właśnie wtedy najlepiej widoczne są uszkodzenia po zimie, a roślina wchodzi w okres intensywnego wzrostu. To ma spore znaczenie, bo jeśli zrobimy cięcie za wcześnie, na przykład jesienią albo zimą, to rany po cięciu mogą zostać uszkodzone przez mróz, co mocno osłabia krzew i potem rośnie on słabiej lub nawet może chorować. Z mojego doświadczenia najwięcej sukcesów z różami mają ci, którzy tną wczesną wiosną, kiedy pąki zaczynają już lekko pęcznieć, ale nie ruszyły jeszcze mocno. Wtedy dokładnie widać, które pędy są martwe albo przemarznięte i można je bez żalu usunąć. W praktyce, w Polsce robi się to zazwyczaj w marcu lub kwietniu, zależnie od pogody. Przecięcie tuż nad zdrowym pąkiem skierowanym na zewnątrz pomaga uzyskać ładny pokrój i mocniejszy rozrost. To zgodne z zaleceniami większości doświadczonych ogrodników i autorów podręczników ogrodniczych – na przykład z poradami Polskiego Związku Działkowców czy publikacjami Instytutu Ogrodnictwa. Takie cięcie stymuluje wytwarzanie nowych, silnych pędów i pozwala lepiej kontrolować wielkość i kształt krzewu. Warto też pamiętać, że różne gatunki róż mogą wymagać nieco innego sposobu cięcia, ale zasada wiosennego terminu jest niemal uniwersalna. Wiosenne cięcie to klucz do zdrowych, pięknie kwitnących róż przez cały sezon.
Cięcie róż w nieodpowiednim terminie to dość częsty błąd, który skutkuje osłabieniem krzewów albo słabym kwitnieniem. Na przykład cięcie wykonywane latem może zaburzyć naturalny cykl wzrostu rośliny – w tym czasie róże są już w pełni okresu wegetacji, wypuściły pąki kwiatowe, a ich przycinanie powoduje niepotrzebny stres i ogranicza liczbę kwiatów. Często myśli się, że letnie podcinanie pobudzi roślinę do kolejnego kwitnienia, ale z mojego doświadczenia to nie działa tak prosto i raczej prowadzi do rozwoju drobnych, słabych pędów. Jesienne cięcie, choć bywa praktykowane, jest generalnie odradzane przez specjalistów – zbyt mocno przycięte pędy mogą przemarznąć podczas zimy, bo świeże rany nie zdążą się zabliźnić. To prosta droga do osłabienia lub nawet zamierania krzewów, zwłaszcza w naszym klimacie, gdzie zasolenie i wiatry zimowe potrafią dać się różom we znaki. Zimowe cięcie natomiast, które może wydawać się logiczne, bo roślina jest w spoczynku, faktycznie naraża tkanki na największe uszkodzenia mrozowe. Mróz dostaje się przez rany i po prostu niszczy krzak od środka, co widziałem niestety nie raz na działkach. Powszechnym błędem jest też przekonanie, że każda pora jest dobra, bo „róża i tak da radę”. To błędne myślenie, bo optymalny termin cięcia ma kluczowe znaczenie dla zdrowia, odporności oraz zdolności do tworzenia nowych pąków kwiatowych. Dlatego ogrodnicy i instruktorzy branżowi zalecają wyraźnie: główne cięcie tylko wiosną, po ustąpieniu większych mrozów, kiedy można ocenić stan krzewu, usunąć przemarznięte fragmenty i pobudzić roślinę do wzrostu. Ignorowanie tych zasad prowadzi do słabszych, bardziej chorowitych róż i gorszego kwitnienia przez cały sezon.