Właściwie wytypowane – korzenie rzeczywiście są najbardziej narażone na przemarzanie podczas bezśnieżnych zim. To jest taki trochę niedoceniany problem w sadownictwie, bo większość ludzi skupia się na tym, co dzieje się nad ziemią, a tymczasem podłoże bez warstwy śniegu bardzo szybko się wychładza. Śnieg działa jak izolacja, więc gdy go brakuje, mróz bezpośrednio dociera do systemu korzeniowego, szczególnie tych płytko rosnących. Przemarznięcie korzeni skutkuje często śmiercią całej rośliny lub poważnym osłabieniem, które objawia się np. słabym wzrostem wiosną czy podatnością na choroby. W praktyce sadowniczej zaleca się stosowanie ściółek organicznych – np. kory, trocin, słomy – żeby ograniczyć straty ciepła z gleby. Często na kursach sadowniczych podkreśla się właśnie tę zależność: bezśnieżna zima = większe ryzyko przemarzania korzeni. Warto też pamiętać, że odporność korzeni na mróz zależy od gatunku – jabłonie mają trochę większą tolerancję niż np. brzoskwinie czy wiśnie. Moim zdaniem, to jeden z tych aspektów uprawy, o których najczęściej się zapomina, a potem zima potrafi mocno zaskoczyć. Dobrą praktyką jest też wybieranie stanowisk przewiewnych, ale nie narażonych na zastoje mrozowe i dbanie o odpowiednią wilgotność gleby przed zimą – sucha gleba łatwiej przemarza.
W sadownictwie często spotyka się przekonanie, że najbardziej wrażliwe na przemarzanie są części nadziemne, takie jak pędy, pnie czy pąki, ale to nie do końca oddaje rzeczywistość w warunkach bezśnieżnych zim. Pnie drzew owocowych rzeczywiście bywają narażone na tzw. rany zgorzelinowe, ale najczęściej dotyczy to nagłych spadków temperatury po odwilży i bezpośredniego działania promieni słonecznych. Jednak w praktyce, gdy nie ma śniegu, największym problemem są korzenie, bo gleba szybciej się wychładza i brak izolacji prowadzi do głębokiego przemarzania strefy korzeniowej. Pąki i pędy mogą ucierpieć podczas bardzo ostrych mrozów lub przy wiosennych przymrozkach, ale śnieg nie jest dla nich aż tak istotną ochroną jak dla strefy korzeniowej. Typowym błędem jest też myślenie, że pąki czy pędy są zawsze najdelikatniejsze – rzeczywiście, są wrażliwe w okresie wiosennego ruszania wegetacji, ale zimą, szczególnie bez śniegu, to korzenie są w największym niebezpieczeństwie. Wynika to głównie z tego, że system korzeniowy nie ma możliwości regeneracji po przemarzaniu tak jak np. uszkodzone pąki czy drobne pędy, które roślina może odtworzyć. Standardy uprawy sadowniczej zalecają zabezpieczanie gleby ściółkami właśnie ze względu na ochronę korzeni, a w profesjonalnych sadach prowadzi się nawet pomiary temperatury na różnych głębokościach gleby, żeby szybciej reagować na zagrożenie przemarzaniem. Z mojego punktu widzenia, ignorowanie tej zależności prowadzi do bardzo poważnych strat produkcyjnych, a błędna ocena zagrożeń skutkuje często niepotrzebnymi zabiegami ochronnymi na częściach nadziemnych, które nie przynoszą wtedy oczekiwanego efektu.