Umiarkowane nawożenie azotem to jedna z najważniejszych i najczęściej zalecanych metod ograniczania występowania szarej pleśni (Botrytis cinerea) na truskawkach. To nie jest wcale takie oczywiste, bo wielu rolników kojarzy nawożenie głównie ze wzrostem plonu, a nie z ochroną przed chorobami. Jednak zbyt wysoka dawka azotu sprzyja bujnemu wzrostowi liści, a to z kolei powoduje gorsze przewietrzanie łanu i wyższą wilgotność w środku roślin. Takie warunki to wręcz idealna sytuacja dla rozwoju szarej pleśni, która bardzo lubi wilgoć i ograniczony przepływ powietrza. Umiarkowane nawożenie pozwala roślinom prawidłowo się rozwijać, ale nie tworzy nadmiernej masy zielonej. W nowoczesnych uprawach zaleca się właśnie balans – nie za dużo i nie za mało azotu, najlepiej zgodnie z zaleceniami wynikającymi z analizy gleby lub tkanek roślinnych. Z mojego doświadczenia wynika, że plantacje, gdzie azot był podawany rozważnie i dzielony na kilka dawek, miały mniej problemów z chorobami grzybowymi, zwłaszcza w sezonach o podwyższonej wilgotności. Co ciekawe, niektórzy praktycy dorzucają też, że przy dobrze zbilansowanym nawożeniu łatwiej kontrolować inne elementy ochrony, np. skuteczność fungicydów. Po prostu wszystko się lepiej zazębia, a szara pleśń nie ma aż tylu szans, by się rozwinąć. Warto zatem pamiętać – w przypadku truskawek azot to nie tylko plon, ale też jakość i zdrowotność roślin.
W temacie ograniczania szarej pleśni na truskawkach pojawia się sporo mitów i błędnych przekonań, które niestety utrudniają skuteczną ochronę plantacji. Intensywne nawożenie fosforem co prawda wpływa na rozwój systemu korzeniowego i nieco na kwitnienie, ale nie ma realnego przełożenia na odporność wobec szarej pleśni. Moim zdaniem, takie podejście wynika z myślenia, że „więcej nawozów to lepsze zdrowie roślin”, ale w tym przypadku nie jest to prawdą – fosfor po prostu tutaj nie ma decydującej roli. Z kolei intensywne nawadnianie deszczowniane to wręcz prosty sposób na pogorszenie sytuacji! Szara pleśń uwielbia wilgoć i zbite liście, dlatego nadmierne zraszanie prowadzi do większego ryzyka infekcji, szczególnie w gęstych plantacjach. Wielu ogrodników nie docenia tego, że odpowiednia regulacja nawodnienia i przewietrzanie uprawy ma kluczowe znaczenie – przesada z wodą zawsze obróci się przeciwko nam. Oprysk fungicydami przed ruszeniem wegetacji również nie jest skutecznym rozwiązaniem – grzyb Botrytis cinerea infekuje najczęściej w okresie kwitnienia i owocowania, kiedy warunki są sprzyjające (wilgotność, obecność kwiatów). Stosowanie chemii „na zapas”, gdy nie ma jeszcze zagrożenia, to marnowanie środków i niepotrzebne obciążenie środowiska. Typowym błędem jest myślenie, że każdy oprysk, nawet poza sezonem infekcji, coś zdziała, a to niestety nie działa w ten sposób. Najlepsze efekty daje zbilansowane nawożenie (szczególnie azotem), odpowiednie planowanie zabiegów ochronnych i unikanie nadmiernej wilgoci. Warto kierować się zaleceniami doradców sadowniczych i aktualnymi wytycznymi branżowymi, zamiast polegać na intuicji czy ogólnych hasłach.