Stosowanie nawozów azotowych wiosną pod kultywator to rozwiązanie, które moim zdaniem jest zdecydowanie najpraktyczniejsze w uprawie warzyw. Taki sposób aplikacji pozwala na ograniczenie strat azotu, bo wiosenne podanie nawozu, tuż przed siewem lub sadzeniem, i wymieszanie go płytko z glebą sprawia, że azot jest dostępny dla roślin dokładnie wtedy, gdy zaczynają intensywnie rosnąć. To bardzo ważne, bo azot jest pierwiastkiem szczególnie łatwo wymywanym z gleby, zwłaszcza podczas opadów czy roztopów. Zgodnie z dobrą praktyką rolniczą i wszystkimi aktualnymi standardami nowoczesnego ogrodnictwa, nawozy mineralne azotowe podaje się jak najbliżej terminu siewu, by ograniczyć ich straty przez ulatnianie się czy wymywanie do głębszych warstw gleby. Przykładowo, jeśli damy saletrę amonową wiosną przed uprawą przedsiewną, to rośliny będą miały do niej dostęp od początku wzrostu, co przekłada się na lepszą kondycję i wyższy plon. W praktyce na polach warzywnych właśnie ten sposób jest najczęściej stosowany przez profesjonalnych producentów, bo daje najwięcej korzyści ekonomicznych i środowiskowych. Warto też pamiętać, że zgodnie z zasadami integrowanej produkcji warzyw, minimalizacja strat nawozów azotowych to nie tylko wyższa efektywność nawożenia, ale też mniejsze ryzyko zanieczyszczenia wód azotanami. No i tak z doświadczenia – jak się da azot za wcześnie, to potem zawsze się człowiek martwi, czy nie poszedł w wodę!
Stosowanie nawozów azotowych jesienią, zarówno pod podorywkę, jak i przed orką głęboką, to praktyka, która niestety w warzywnictwie prowadzi do znacznych strat azotu. Azot jest pierwiastkiem bardzo mobilnym, łatwo rozpuszczalnym w wodzie, więc kiedy podamy go zbyt wcześnie – jesienią – to w okresie zimowym i wczesnowiosennym, podczas opadów i roztopów, zostaje zwyczajnie wymyty w głębsze warstwy gleby albo nawet do wód gruntowych. Efekt? Rośliny nie skorzystają z tego nawozu, a środowisko naturalne jest dodatkowo obciążane azotanami. Często spotyka się opinię, że jesienne nawożenie pozwala „przygotować glebę na wiosnę”, ale w przypadku azotu to po prostu nie działa, bo pierwiastek ten nie jest w stanie pozostać w strefie korzeniowej aż do okresu wegetacji. Jesień to czas na nawożenie fosforem i potasem, które są mniej ruchliwe w glebie, ale azot – zawsze raczej wiosną. Z kolei aplikacja nawozów azotowych wiosną, lecz przed orką przedsiewną, choć wydaje się lepsza niż jesienne terminy, w praktyce jest mniej efektywna niż podanie pod kultywator. Orka przedsiewna bywa głęboka i może „zakopać” azot zbyt głęboko, poza zasięg młodych korzeni warzyw, przez co i tak część składnika zostanie niewykorzystana. Taki błąd wynika czasem z myślenia, że „im głębiej, tym lepiej”, ale w rzeczywistości rośliny warzywne pobierają większość składników z warstw płytszych. Z mojej praktyki wynika, że najlepsi producenci warzyw stosują nawożenie azotowe tuż przed siewem i płytko mieszają nawóz z glebą, co jest zgodne z wytycznymi integrowanej produkcji i zaleceniami doradców rolniczych. Warto o tym pamiętać, bo efektywność nawożenia to nie tylko wyższe plony, ale i mniejsze ryzyko zanieczyszczenia środowiska.