Odpowiedź jest trafiona, bo Mazury to region znany z surowych zim i dużych wahań temperatury – no właśnie, to jest główny problem dla uprawy moreli i brzoskwiń. Te gatunki są bardzo wrażliwe na przymrozki, zwłaszcza te wczesnowiosenne, które w Polsce północno-wschodniej występują dość często. Nawet jak drzewko przetrwa zimę, to młode pąki kwiatowe mogą zostać zniszczone przez spadki temperatury w marcu czy kwietniu, a wtedy plonów się nie doczekamy. Utrzymywanie sadów morelowych czy brzoskwiniowych na Mazurach po prostu mija się z celem – opłacalność takiej produkcji jest bardzo niska. W branży sadowniczej, zgodnie z zaleceniami instytutów ogrodniczych (np. IO w Skierniewicach), morele i brzoskwinie poleca się sadzić tylko tam, gdzie zimy są łagodniejsze, a gleby dobrze przepuszczalne, a taka specyfika dotyczy raczej południowej i zachodniej części kraju. Na Mazurach nawet zabezpieczanie drzew agrowłókniną czy stosowanie innych metod ochrony przed mrozem nie gwarantuje sukcesu. Osobiście słyszałem już wiele historii od sadowników, którzy próbowali sił na Mazurach i niestety kończyło się to najczęściej stratami. Dlatego, planując sad morelowy czy brzoskwiniowy, trzeba patrzeć nie tylko na klimat danego rejonu, ale też na to, jak odporność tych roślin wypada na tle lokalnych warunków – tutaj Mazury mocno odpadają.
Bardzo często można się spotkać z przeświadczeniem, że polska centralna oraz południowo-zachodnia nadaje się słabo do uprawy ciepłolubnych gatunków, ale to nie do końca prawda. Wielkopolska, Małopolska czy nawet Opolszczyzna mają dużo korzystniejsze warunki klimatyczne do sadzenia moreli i brzoskwiń niż regiony północno-wschodnie Polski, jak Mazury. Wynika to z faktu, że zimy na tych obszarach są łagodniejsze, a wiosenne przymrozki – choć się zdarzają – nie są aż tak niszczycielskie. Typowym błędem jest tutaj mylenie ogólnych chłodniejszych okresów z realnym zagrożeniem dla delikatnych pąków kwiatowych właśnie na Mazurach, które są szczególnie narażone na gwałtowne spadki temperatury. Warunki w Wielkopolsce czy Małopolsce pozwalają nawet na lokalne odmiany, które z powodzeniem corocznie plonują, a sadownicy korzystają z dobrych praktyk, np. wyboru odpowiednich stanowisk czy osłon przeciwwiatrowych, żeby jeszcze lepiej zabezpieczyć drzewka. Opolszczyzna często ma mikroklimat sprzyjający uprawom owocowym i to jest właśnie istotne – nie tylko teoria, ale i praktyka wskazuje, że te tereny są brane pod uwagę przez profesjonalnych sadowników. Moim zdaniem, błąd w rozumowaniu bierze się z niewłaściwego rozumienia mapy stref mrozoodporności oraz klimatycznych różnic lokalnych. W praktyce, gdybyśmy porównali statystyki strat zimowych i uszkodzeń pąków kwiatowych, Mazury wypadają tu zdecydowanie najgorzej. Dlatego właśnie tam odradza się uprawę tych gatunków, a nie w Małopolsce, Wielkopolsce czy na Opolszczyźnie, mimo że mogą tam wystąpić sporadyczne problemy.