Właśnie tak się to liczy – od razu widać, że rozumiesz, jak podejść do kosztorysowania prac ogrodniczych. Jeżeli na 100 m² potrzeba 80 roboczogodzin, to logicznie rzecz biorąc, na połowę tej powierzchni, czyli 50 m², wystarczy 40 roboczogodzin (bo 80/2=40). Potem już tylko prosta matematyka: 40 godzin razy 10 zł za godzinę daje 400 zł. To podejście jest zgodne z typowymi metodami kosztorysowania w branży ogrodniczo-budowlanej, gdzie najpierw ustala się zapotrzebowanie na roboczogodziny na określoną powierzchnię, a potem przekłada na mniejsze zakresy. W praktycznych realizacjach często operuje się przelicznikiem na metr kwadratowy lub właśnie na określone jednostki powierzchni. Co ciekawe, przy większych powierzchniach można czasem uzyskać jeszcze lepszą wydajność, ale przy tych 50 m² najczęściej proporcja jest zachowana. Koszt robocizny to kluczowy element całkowitego kosztorysu – nie można go bagatelizować. W praktyce kosztorysując podobne prace warto pamiętać o dodatkowych kosztach, jak transport narzędzi czy przerwy, ale w tym zadaniu skupiamy się na czystej robociźnie. Takie podejście to podstawa przy planowaniu każdej większej inwestycji ogrodowej, bo pozwala też porównywać oferty różnych wykonawców i uniknąć przepłacania. Moim zdaniem dobrze, że to umiesz, bo kosztorys to podstawa każdej profesjonalnej usługi na rynku zieleni.
W obliczaniu kosztów robocizny założenia rabaty kwiatowej bardzo łatwo popełnić kilka typowych błędów logicznych, które prowadzą do niepoprawnych wycen. Jednym z najczęstszych jest mylenie jednostek lub ignorowanie proporcji między powierzchnią a wymaganą pracą. Często ktoś bierze pod uwagę tylko stawkę godzinową albo tylko powierzchnię, zupełnie pomijając ile faktycznie godzin jest potrzebnych na daną ilość metrów kwadratowych. Przykładowo, jeśli ktoś powie, że koszt to 50 zł lub 80 zł, to najpewniej przemnaża stawkę godzinową przez powierzchnię albo bierze tylko liczbę godzin dla 100 m² i dzieli ją błędnie przez powierzchnię, bez proporcjonalnego przeliczenia. Takie skrótowe myślenie nie sprawdza się w realnych kosztorysach, bo nie bierze pod uwagę rzeczywistego nakładu pracy. Spotkałem się też z sytuacją, kiedy ktoś bierze pełną ilość godzin dla 100 m² i nie dzieli jej na połowę, co prowadzi do przeszacowania kosztu. Z kolei kwota 500 zł zazwyczaj wynika z pomnożenia 50 m² przez 10 zł, co jest uproszczeniem i nie uwzględnia faktycznego zapotrzebowania na roboczogodziny. W branży przyjmuje się, że najpierw trzeba precyzyjnie oszacować ilość pracy wymaganej na daną powierzchnię, a potem dopiero przemnożyć przez stawkę za godzinę. Bez tej proporcjonalności kosztorysowanie staje się bardzo nieprecyzyjne, a potem pojawiają się problemy – albo inwestor przepłaca, albo pracownicy są rozliczani nieuczciwie. Z mojego doświadczenia wynika też, że wielu początkujących ogrodników i kosztorysantów niepotrzebnie upraszcza wyliczenia, przez co ich oferty nie są konkurencyjne albo nie pokrywają rzeczywistych kosztów pracy. Dlatego warto zapamiętać, żeby zawsze zaczynać od oszacowania czasu pracy na całość, potem stosować proporcje do mniejszego zakresu i dopiero wtedy obliczać koszt na podstawie stawki godzinowej. To podstawa rzetelnego planowania i zgodne z dobrymi praktykami w branży budowlanej i ogrodniczej.