Maksymalna dopuszczalna prędkość wiatru podczas wykonywania zabiegów środkami ochrony roślin to 4 m/s – tak wynika z obowiązujących w Polsce przepisów, a dokładniej z rozporządzenia Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi dotyczącego warunków stosowania tych środków. Takie ograniczenie nie jest przypadkowe; chodzi tu głównie o bezpieczeństwo zarówno operatora, jak i osób postronnych, a także o zapobieganie znosowi cieczy użytkowej na sąsiednie plantacje czy tereny nieużytkowane rolniczo. W praktyce – jeśli wiatr przekracza 4 m/s, krople cieczy mogą być przenoszone daleko poza miejsce oprysku, co zagraża ludziom, zwierzętom, a także roślinom innym niż te, które zamierzamy chronić. W branży rolniczej przyjęło się wręcz, że warto kontrolować wiatr nie tylko na wysokości operatora, ale również tuż nad uprawą, bo warunki mogą się zmieniać w ciągu kilku minut. Osobiście uważam, że to rozsądny limit – nie raz widziałem, jak nawet przy lekkim podmuchu oprysk leci nie tam, gdzie trzeba. Dlatego, nawet jeśli wiatr wydaje się słaby, zawsze warto mieć przy sobie anemometr. Profesjonaliści stosują tę zasadę również przy wyborze dysz i technik oprysku, bo chodzi przecież o skuteczność i bezpieczeństwo. To nie jest zwykła formalność, tylko realna ochrona zdrowia i środowiska. Warto o tym pamiętać, planując zabieg ochrony roślin.
Zagadnienie stosowania środków ochrony roślin w kontekście warunków pogodowych, w tym prędkości wiatru, często budzi wątpliwości, a błędne odpowiedzi najczęściej wynikają z niedoszacowania lub przeszacowania faktycznych zagrożeń związanych z unoszeniem się cieczy użytkowej. Wybór zbyt niskiej wartości, na przykład 1 m/s, wydaje się ostrożny, ale jest niepraktyczny w rzeczywistych warunkach polowych – praktycznie niemożliwe jest utrzymanie pracy opryskiwacza przy zupełnym braku jakiegokolwiek ruchu powietrza. Taki limit mocno ograniczałby możliwość wykonywania zabiegów i nie miałby uzasadnienia technicznego, bo przy tej prędkości znos jest minimalny, a skuteczność oprysku pozostaje zachowana. Natomiast wskazanie wartości wyższych, takich jak 7 m/s czy nawet 10 m/s, świadczy raczej o nieznajomości norm i zagrożeń środowiskowych – przy takich podmuchach wiatr potrafi przenieść substancję czynną nawet na kilkadziesiąt metrów, co grozi skażeniem sąsiednich upraw, wód powierzchniowych czy terenów zamieszkanych. Moim zdaniem to jeden z częstszych błędów, zwłaszcza u osób, które nie doświadczyły w praktyce, jak silny wiatr wpływa na znos podczas zabiegów. W realiach produkcji rolnej przestrzeganie limitu 4 m/s jest kluczowe nie tylko ze względu na literę prawa, lecz przede wszystkim dla ochrony zdrowia ludzi, zwierząt i środowiska. Przekroczenie tej prędkości to już poważne ryzyko i łamanie podstawowych zasad dobrej praktyki rolniczej. Dlatego przed każdym opryskiem warto sprawdzić nie tylko prognozę pogody, ale i rzeczywistą prędkość wiatru na polu – to elementarny wymóg świadomego i odpowiedzialnego stosowania środków ochrony roślin.