Wykorzystywanie pożytecznych owadów do zwalczania szkodników to typowy przykład metody biologicznej, która cieszy się coraz większym uznaniem w nowoczesnym rolnictwie i ogrodnictwie. Chodzi tutaj o to, żeby zamiast chemii czy mechanicznego usuwania, wprowadzać do środowiska naturalnych wrogów szkodników, tak jak np. biedronki zwalczające mszyce albo pasożytnicze błonkówki niszczące larwy innych owadów. Taka strategia jest ekologiczna i mniej szkodliwa dla środowiska, nie prowadzi do skażenia gleby czy wody pestycydami, a do tego pozwala utrzymać równowagę biologiczną w uprawach. W praktyce spotyka się to najczęściej w uprawach szklarniowych, gdzie np. stosuje się trzmiele do zapylania i jednocześnie do walki z niektórymi szkodnikami. Według zaleceń integrowanej ochrony roślin (tzw. IPM), metody biologiczne powinny być podstawą, bo ograniczają odporność szkodników na środki chemiczne i są bardziej zgodne z naturą. Moim zdaniem warto się tego uczyć, bo coraz więcej gospodarstw idzie w kierunku produkcji ekologicznej, gdzie podejście biologiczne staje się standardem, a nie dodatkiem. Taka wiedza naprawdę się później przydaje, nawet jeżeli ktoś nie planuje wielkich plantacji – można to zastosować choćby na własnym ogródku.
Wiele osób myli metody ochrony roślin, co moim zdaniem wynika głównie z podobieństwa nazw albo z tego, że w praktyce często się je łączy. Na przykład metoda fizyczna polega raczej na wykorzystywaniu temperatury, promieniowania czy światła do niszczenia szkodników, czyli coś w stylu wyparzania, zamrażania albo oświetlania ultrafioletem. To w ogóle nie jest związane z organizmami żywymi jako narzędziami walki. Metody chemiczne natomiast to klasyczne użycie pestycydów, herbicydów czy innych środków chemicznych do zwalczania szkodników. W tym przypadku efekt jest szybki, ale niestety często prowadzi do zatruć, skażenia środowiska i rozwoju odporności u szkodników, więc coraz częściej się od nich odchodzi na rzecz innych rozwiązań. Nawet najlepsze chemikalia nie zastąpią naturalnych mechanizmów kontroli populacji. Z kolei metody mechaniczne opierają się na fizycznym usuwaniu szkodników, czyli np. ręcznym zbieraniu, odkurzaniu czy stosowaniu pułapek lepnych. To trochę jak sprzątanie, ale absolutnie nie ma tu miejsca na wprowadzenie innych organizmów do walki z niepożądanymi gatunkami. Ludzie często błędnie zakładają, że jak coś się dzieje „bez chemii”, to na pewno jest to metoda mechaniczna, co jest uproszczeniem. Najważniejsze, żeby zapamiętać, że biologiczne metody bazują na naturalnych wrogach szkodników, budują długotrwałą równowagę i są uznawane za jeden z filarów zrównoważonego rolnictwa, zgodnie z najnowszymi wytycznymi integrowanej ochrony roślin. W praktyce zastosowanie takich metod zmniejsza ryzyko skażenia środowiska, poprawia zdrowotność upraw i ogranicza koszty długookresowo, choć efekty często widać dopiero po czasie.