Przekaźnik przełączający to taki typ przekaźnika, który posiada zarówno styki normalnie zwarte (NC), jak i normalnie otwarte (NO), dzięki czemu jednym urządzeniem możesz uzyskać funkcję zamykania i otwierania obwodu — zależnie od stanu zasilania cewki. W praktyce to bardzo wygodne rozwiązanie, bo daje elastyczność przy projektowaniu układów sterowania, szczególnie tam, gdzie czasem trzeba zamienić funkcję przekaźnika bez konieczności wymiany całego elementu. Wymiana przekaźnika normalnie zwartego na przełączający jest zgodna z zasadami projektowania obwodów sterujących, bo zachowujesz ciągłość działania i możesz nawet uzyskać dodatkowe możliwości rozbudowy instalacji (np. sterowanie sygnalizacją awarii). Spotkać to można choćby w automatyce przemysłowej czy prostych instalacjach domowych, gdzie nie zawsze wiadomo, czy w przyszłości nie będziesz potrzebować innego typu styków. Te przekaźniki są też zgodne z większością obowiązujących standardów, jak choćby normą PN-EN 60947-5-1 dotyczącą urządzeń sterujących. Moim zdaniem to trochę taka „szwajcarska armia” wśród przekaźników — daje najwięcej możliwości bez komplikowania układu. Warto znać te zależności, bo pozwalają projektować naprawdę uniwersalne rozwiązania.
Zdarza się, że przy pierwszym podejściu do tematu pojawia się pokusa, by zamienić przekaźnik normalnie zwarty na inny model kontaktorowy, rozłączający czy nawet próbować kombinacji dwóch osobnych przekaźników. Jednak to prowadzi do szeregu problemów technicznych i zupełnie niepotrzebnego komplikowania układu. Przekaźnik kontaktorowy z reguły używany jest do załączania dużych obciążeń i zwykle posiada tylko styki normalnie otwarte. Taki element nie zapewni działania identycznego do przekaźnika normalnie zwartego, a już na pewno nie pozwoli na równie prostą zamianę bez modyfikacji reszty układu. Próba zastosowania dwóch przekaźników kontaktorowych to zupełnie zbędny wysiłek — po pierwsze zwiększa koszt, po drugie wprowadza ryzyko błędów montażowych i problemów z diagnostyką. Rozłączający przekaźnik to generalnie inna filozofia działania, bo mamy tu raczej do czynienia z odcinaniem zasilania niż przełączaniem stanu — to rozwiązanie bywa wykorzystywane np. w systemach bezpieczeństwa, ale nie zastąpi bezpośrednio funkcji styków normalnie zwartych. Moim zdaniem, czasem to właśnie zbyt pochopne utożsamienie funkcji „przekaźnika” z „kontaktorem” prowadzi do takich błędnych wniosków. W rzeczywistości w branży dąży się do prostych, skalowalnych i łatwych do serwisowania rozwiązań, a przekaźnik przełączający doskonale spełnia te kryteria. Rozważania tego typu pokazują też, jak ważne jest dogłębne zrozumienie zasady działania elementów automatyki, a nie tylko powierzchowne kojarzenie nazw czy funkcji. W praktyce takie błędne zamiany mogą powodować problemy z kompatybilnością, bezpieczeństwem i funkcjonalnością, szczególnie w systemach gdzie niezawodność jest kluczowa. Warto więc poświęcić chwilę na analizę, zanim zdecyduje się na zamiennik w obwodzie sterowania.