Napięcie znamionowe 24 V w instalacjach elektrycznych ciężkich ciągników siodłowych to już taki branżowy standard. Wynika to głównie z zapotrzebowania na większą moc układów pojazdu – te maszyny mają dużo odbiorników energii, jak ogrzewanie, klimatyzacja postojowa, systemy bezpieczeństwa, a czasem nawet lodówki czy inne urządzenia pokładowe. W praktyce, przy 12 V trzeba by ciągnąć dwa razy większe prądy, a to oznaczałoby grubsze i cięższe przewody. 24 V pozwala zminimalizować straty energii oraz przekroje przewodów, co w transporcie jest naprawdę ważne. Z mojego doświadczenia wynika, że w warsztacie nie raz ktoś się pytał, czemu nie 12 V – przecież to takie popularne w osobówkach. No i tu się właśnie wszystko rozbija o skalę i wymagania. Na 24 V pracuje rozrusznik, alternator, cała elektronika sterująca, a podłączenie niewłaściwego napięcia potrafi spowodować katastrofę – przepalone układy, uszkodzenia sterowników. W Polsce i Europie zachodniej, producenci tacy jak Scania, Volvo czy Mercedes-Benz, od dawna stosują właśnie te napięcia w pojazdach powyżej 3,5 tony. To nie jest widzimisię, tylko konkretna praktyka branżowa oparta na normach, np. normie ISO 6469-3 dotyczącej systemów wysokiego napięcia. Warto o tym pamiętać, bo np. przy montażu dodatkowych urządzeń trzeba stosować elementy przeznaczone do 24 V, a nie te z osobówki. Fajnie, jak ktoś to ogarnia, bo potem jest mniej niespodzianek z awariami.
Wiele osób myli napięcie instalacji ciężkiego ciągnika siodłowego z tym, co mają w osobowych samochodach albo starszych pojazdach specjalistycznych. Rzeczywiście, napięcie 12 V to taki standard dla aut osobowych czy lekkich dostawczaków – tam odbiorniki są dość proste, a natężenia prądów nieduże, więc nie ma większego problemu z grubością przewodów i stratami energii. Ale w przypadku ciężkich pojazdów, które mają na pokładzie zaawansowane systemy elektroniczne, podgrzewacze, mocniejsze rozruszniki, układy wspomagania czy dodatkowe wyposażenie, napięcie 12 V byłoby po prostu nieefektywne. Prądy musiałyby być dwa razy większe, co generowałoby duże straty, problemy z przegrzewaniem i awaryjnością instalacji. Ktoś może jeszcze pomyśleć o 6 V – to napięcie stosowane było kiedyś w bardzo starych samochodach, głównie przed II wojną światową i tuż po niej. Dzisiaj nie spotyka się go praktycznie nigdzie poza muzealnymi okazami. Jeśli chodzi o 36 V, to taka wartość pojawia się czasem w instalacjach przemysłowych albo w niektórych nowoczesnych pojazdach hybrydowych, ale raczej nie dotyczy to ciągników siodłowych i nie jest to żaden standard transportowy. Myślę, że częsty błąd myślowy to zakładanie, że wszystkie pojazdy muszą mieć takie samo napięcie jak auta osobowe, bo „tak się przyjęło”. Tymczasem w branży transportowej liczy się efektywność i bezpieczeństwo. Stosowanie 24 V jest efektem ewolucji technicznej i wynika bezpośrednio z potrzeb eksploatacyjnych ciężkich maszyn. Pomyłka na tym polu może prowadzić do kosztownych usterek czy nawet zagrożenia pożarowego. Dlatego warto zapamiętać: normą dla ciężkiego transportu drogowego jest 24 V, a inne napięcia to pozostałości dawnych rozwiązań lub zupełnie inne zastosowania techniczne.