Złącze OBD II, czyli On-Board Diagnostics II, to dziś absolutny standard w motoryzacji. Ma dokładnie 16 pinów i dzięki temu jest uniwersalne – praktycznie każde auto wyprodukowane po 2001 roku w Europie (benzyna) i po 2004 roku (diesel) ma takie właśnie gniazdo. Te 16 pinów pozwala na komunikację z różnymi systemami pojazdu, nie tylko z silnikiem. Za pośrednictwem OBD II można odczytywać kody błędów, monitorować parametry pracy silnika, a nawet kasować niektóre błędy czy prowadzić diagnostykę live. W praktyce, jeśli ktoś zajmuje się diagnostyką samochodową, to wystarczy mu jeden interfejs i będzie pasował do większości aut. Moim zdaniem, to ogromne ułatwienie – kiedyś każde auto miało inne złącze, a teraz wchodzisz z jednym kablem i już masz dostęp do całej elektroniki. Warto wiedzieć, że nie wszystkie piny są wykorzystywane we wszystkich autach, ale ich obecność jest wymagana przez normę. To właśnie dzięki OBD II powstały uniwersalne skanery, które każdy mechanik może mieć pod ręką. Praktyka pokazuje, że bez znajomości tego złącza nie da się dziś naprawiać elektroniki samochodowej. Często w warsztacie wystarczy podpiąć tester, a już wiadomo, gdzie szukać usterki. Ustandaryzowanie tej wtyczki naprawdę usprawniło serwisowanie aut i wymianę informacji między pojazdem a diagnostą.
W technice motoryzacyjnej pojawia się czasem zamieszanie, jeśli chodzi o liczbę pinów w złączach diagnostycznych. Złącza 3-, 6- czy nawet 12-pinowe spotykało się kiedyś w starszych modelach samochodów oraz w rozwiązaniach specyficznych dla poszczególnych producentów, zanim wprowadzono normę OBD II. Na przykład, niektóre dawne systemy miały własne, nieraz bardzo nietypowe gniazda, które w ogóle nie dawały się podłączyć bez specjalnej przejściówki. To powodowało problemy zarówno dla mechaników, jak i kierowców, bo każdy producent miał własne pomysły na diagnostykę. Stąd też czasem ktoś uznaje, że złącze OBD II też jest małe – a ono właśnie zostało wprowadzone po to, żeby ujednolicić cały bałagan. 16 pinów to wymóg amerykańskiej normy SAE J1962, który został później przejęty w Europie jako EOBD. Takie złącze umożliwia komunikację z wieloma systemami auta poprzez jeden interfejs. Próby szukania mniejszej liczby styków wynikają więc z mylenia OBD II z wcześniejszymi standardami albo po prostu z niewiedzy na temat obecnych wymogów. Współczesne samochody nie mają już innych złączy diagnostycznych – jeśli chodzi o dostęp ogólny, to zawsze będzie to 16 pinów. W praktyce, jeśli ktoś ma skaner diagnostyczny i chce się podpiąć pod obecne auto, nie napotka już na żadnego rodzaju 3, 6 czy 12-pinowe złącza. To byłby duży problem, gdyby tak było, bo wymagałoby to dziesiątek różnych adapterów. Standaryzacja OBD II bardzo ułatwiła diagnostykę, a wiedza o liczbie pinów jest tu naprawdę kluczowa i praktyczna.