To jest właśnie klasyczny przykład układu Darlingtona, czyli połączenia dwóch tranzystorów bipolarnych w taki sposób, że prąd kolektora pierwszego tranzystora jest bezpośrednio przekazywany do bazy drugiego. Dzięki temu uzyskujemy bardzo wysokie wzmocnienie prądowe – znacznie większe niż pojedynczy tranzystor mógłby zapewnić. W praktyce, takie konfiguracje stosuje się wszędzie tam, gdzie trzeba sterować większymi obciążeniami małym prądem bazy, na przykład w sterowaniu silnikami, przekaźnikami czy mocniejszymi diodami LED. W elektronice przemysłowej i automatyce to niemal standard, szczególnie kiedy projektanci chcą uprościć układ lub zaoszczędzić miejsce na płytce. Moim zdaniem patent z Darlingtonem jest jednym z najwygodniejszych rozwiązań, bo nie trzeba kombinować z dodatkowymi stopniami wzmacniającymi – wszystko załatwiamy jednym gotowym układem. Dodatkowo, wiele współczesnych elementów półprzewodnikowych występuje już fabrycznie w wersji Darlingtona, np. popularne układy ULN2003 stosowane do sterowania silnikami krokowymi czy innymi większymi odbiornikami. Warto też pamiętać, że choć układ Darlingtona zwiększa wzmocnienie, to posiada też pewne wady – np. większy spadek napięcia na złączu baza-emiter (około 1,2V zamiast typowych 0,6-0,7V). Jednak w większości zastosowań jest to pomijalne w porównaniu do uzyskanych korzyści. Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli widzisz dwa tranzystory połączone tak jak na schemacie, to niemal na pewno masz do czynienia z układem Darlingtona.
Na pierwszy rzut oka łatwo pomylić się i przyporządkować układ do jednej z nazw, które funkcjonują w elektronice, szczególnie jeśli nie miało się okazji dużo pracować z praktycznymi schematami. Wybierając nazwisko takie jak Wheatstone, Thomson czy Greatz, można popełnić typowy błąd polegający na skojarzeniu układu ze znanymi mostkami lub prostownikami, bo wiele osób automatycznie przypisuje znane nazwiska do układów, które są szeroko omawiane na lekcjach fizyki czy elektrotechniki. Mostek Wheatstona to specyficzny układ rezystorów wykorzystywany do dokładnych pomiarów rezystancji, a nie do wzmacniania prądu czy napięcia – nie ma tam w ogóle tranzystorów. Wielu uczniów myli też układ Darlingtona z prostownikiem Greatza, który jest stosowany do zamiany prądu przemiennego na stały i składa się z diod, a nie tranzystorów. Natomiast Thomson jest kojarzony głównie z odkryciami z zakresu fizyki czy zjawisk elektromagnetycznych, nie z praktycznymi układami półprzewodnikowymi. Moim zdaniem, takie pomyłki wynikają z automatycznego kojarzenia znanych nazwisk z „jakimś” układem i nie zwracania uwagi na rzeczywisty przebieg połączeń elementów na schemacie. Tymczasem połączenie dwóch tranzystorów w opisywany sposób, gdzie emiter pierwszego jest połączony z bazą drugiego, a kolektory są razem, to klasyczny Darlington. Ten układ służy do wielokrotnego zwiększenia wzmocnienia prądowego, co jest nieosiągalne dla wymienionych wyżej koncepcji. Warto poświęcić chwilę, by rozpoznać charakterystyczny układ Darlingtona, bo to jedno z najprostszych i najskuteczniejszych rozwiązań w układach wzmacniających – i zupełnie inne od mostków czy prostowników spotykanych w innych działach elektroniki.