Do oceny stanu połączenia rozrusznika z plusem zasilania, czyli zaciskiem 30, naprawdę najlepszym i najbardziej praktycznym rozwiązaniem jest użycie woltomierza oraz pomiar spadku napięcia na przewodzie zasilającym rozrusznik. To jest taki klasyk w pracy warsztatowej – jak coś nie działa na rozruchu, to każdy szuka od razu problemów z napięciem, a nie rezystancją. Gdy rozrusznik pracuje pod obciążeniem, nawet minimalne utlenienie styków czy lekko uszkodzony przewód może powodować zauważalny spadek napięcia, co skutkuje wolnym kręceniem silnika lub jego całkowitym brakiem reakcji. Moim zdaniem ważne jest, żeby umieć to zweryfikować właśnie poprzez pomiar napięcia podczas pracy rozrusznika, a nie na wyłączonym układzie, bo wtedy wiele problemów po prostu się ukrywa. W wielu podręcznikach, nawet tych z podstaw elektrotechniki samochodowej, jest podkreślane, że pomiar spadku napięcia pozwala wykryć nawet delikatne utlenienie styków czy uszkodzenie przewodu, czego nie wykaże sam pomiar rezystancji omomierzem. Z doświadczenia powiem, że dobry pomiar spadków napięć to podstawa diagnostyki wszystkich połączeń zasilających w samochodach, zwłaszcza w instalacjach wysokoprądowych. Standardowo przyjmuje się, że spadek napięcia na takim przewodzie nie powinien przekraczać 0,5 V podczas rozruchu. Jeśli jest wyżej, to już wiadomo, że coś jest nie tak. Tak więc, wybór trybu woltomierza i realnego pomiaru pod obciążeniem to nie tylko teoria z książki, ale i praktyka codziennej pracy każdego dobrego mechanika.
Wielu osobom może się wydawać, że wystarczy po prostu omomierzem sprawdzić rezystancję przewodu czy połączenia między rozrusznikiem a akumulatorem i wszystko będzie jasne, ale to jest trochę mylne podejście. Przewody rozruchowe mają bardzo niską rezystancję, często rzędu miliomów, więc nawet jeśli są uszkodzone, omomierz w trybie spoczynkowym i tak pokaże prawie zero – bo po prostu nie jest w stanie wykryć mikrouszkodzeń czy lekkiego utlenienia styku. Podobnie mierzenie prądu amperomierzem bezpośrednio nie daje nam informacji, czy połączenie jest dobre. Prąd rozrusznika będzie duży, ale jeżeli napięcie na rozruszniku jest zbyt niskie przez spadek napięcia na przewodach, to mimo dużego prądu i tak rozrusznik będzie słabo działał. To jest taki typowy błąd myślowy: ktoś widzi, że przewód wygląda dobrze, omomierz pokazuje zero, prąd płynie – a rozrusznik kręci leniwie. Dlatego właśnie w praktyce branżowej zawsze polega się na pomiarze spadku napięcia – bo tylko pod obciążeniem wychodzą na jaw wszystkie słabe połączenia, utlenione końcówki, czy ledwo trzymające oczka. Jest to też zalecane przez większość producentów części i w standardach diagnostycznych. Omomierz czy amperomierz mają swoje zastosowanie, ale nie w tym konkretnym przypadku – bo nie sprawdzają jakości połączenia pod obciążeniem, które jest absolutnie kluczowe dla poprawnej pracy rozrusznika. Jeśli chcemy robić to dobrze, warto wyrobić sobie nawyk mierzenia spadków napięć na wszystkich kluczowych połączeniach prądowych, zwłaszcza tam, gdzie występują duże obciążenia. Tylko wtedy mamy pewność, że diagnoza jest rzetelna i nie ominiemy żadnej ukrytej usterki elektrycznej, która może prowadzić do problemów z rozruchem silnika.