Prawidłowa kolejność sprawdzania elementów przy wypadaniu zapłonów to: sonda lambda, przepływomierz powietrza, czujnik położenia przepustnicy, a na końcu czujnik temperatury cieczy chłodzącej. To wynika z praktyki serwisowej oraz zależności, jakie te elementy mają na proces spalania. Najpierw warto rozpocząć od sondy lambda, bo to właśnie ona najszybciej wykryje nieprawidłowości w spalaniu mieszanki – jej sygnał jest bezpośrednio powiązany z rzeczywistą pracą silnika. Jeśli sonda pokazuje nieodpowiednie wartości, od razu można podejrzewać, że problem leży w składzie mieszanki paliwowo-powietrznej bądź w samej pracy silnika. Drugim krokiem jest przepływomierz powietrza, ponieważ jego uszkodzenie powoduje błędne dawkowanie powietrza – przez to silnik może źle dobierać ilość paliwa, co prowadzi do wypadania zapłonów. Następnie sprawdzamy czujnik położenia przepustnicy, bo odczyty z niego wpływają na dawkowanie paliwa w zależności od położenia pedału gazu. Na końcu zostaje czujnik temperatury cieczy chłodzącej – oczywiście, jest ważny, ale jego awaria raczej powoduje problemy z rozruchem lub nieprawidłową pracę na zimno, niż typowe wypadanie zapłonów. Moim zdaniem ta kolejność pozwala najszybciej i najskuteczniej zdiagnozować przyczynę problemu, unikając niepotrzebnej wymiany części. Tak pracuje się w dobrych warsztatach i to jest zgodne z zaleceniami większości producentów samochodów. Sam widziałem wiele przypadków, gdzie pominięcie tej logiki prowadziło do niepotrzebnych kosztów i marnowania czasu.
Często podczas diagnozowania wypadania zapłonów można spotkać się z mylnym przekonaniem, że należy zacząć od elementów najprostszych lub tych, które w teorii mogą ulec szybkiemu zużyciu, jak np. czujnik położenia przepustnicy czy czujnik temperatury cieczy chłodzącej. Jednak taka kolejność pomija praktyczną logikę działania układu sterowania silnikiem. Kluczowy jest tutaj wpływ poszczególnych czujników na skład mieszanki paliwowo-powietrznej i proces spalania. Przepływomierz powietrza i sonda lambda mają bezpośredni wpływ na to, czy mieszanka jest właściwie przygotowana – sonda lambda wręcz „podpowiada” sterownikowi, co dzieje się w komorze spalania. Jeśli zaczniemy od czujników takich jak położenia przepustnicy lub temperatury cieczy chłodzącej, istnieje ryzyko, że pominie się rzeczywiste źródło problemu, które leży wyżej w hierarchii oddziaływania na pracę silnika. Owszem, awaria przepływomierza czy sondy może prowadzić do niestabilności pracy silnika, a nawet nieprawidłowej dawki paliwa, co skutkuje właśnie wypadaniem zapłonów. Z mojego doświadczenia wynika też, że wielu mechaników zbyt pochopnie skupia się na błędach zapisanych w sterowniku, nie badając najpierw sygnałów z sondy lambda, która jest najlepszym wskaźnikiem jakości spalania. Częsty błąd to też przecenianie roli czujnika temperatury cieczy – owszem, gdy szwankuje, mogą być problemy z rozruchem i nieprawidłową pracą na zimno, ale wpływ na same wypadanie zapłonów jest ograniczony. W skrócie – niewłaściwa kolejność sprawdzania prowadzi do zgadywania, a nie rzetelnej diagnozy. Najlepiej kierować się logiką działania układu oraz dobrymi praktykami branżowymi, które jasno wskazują: zaczynamy od elementów bezpośrednio monitorujących proces spalania oraz dawkowanie powietrza, a dopiero potem przechodzimy do pozostałych czujników.