To jest właśnie ta poprawna odpowiedź. W praktyce, jeśli mamy w zasilaczu uszkodzony tranzystor, to zgodnie z zasadami serwisowania elektroniki oraz zaleceniami producentów, zawsze należy wymieniać na taki sam typ tranzystora, zarówno pod względem oznaczenia, jak i parametrów technicznych. Chodzi nie tylko o to, żeby element działał – tu w grę wchodzą rzeczy takie jak dopasowanie prądowe, napięciowe, maksymalna moc czy nawet obudowa i rozkład wyprowadzeń. Jeśli próbujemy wstawić inny typ, może się okazać, że układ nie będzie stabilnie pracował albo w ogóle nie ruszy – a czasem efekty takich zamian wychodzą dopiero po czasie, np. przy większym obciążeniu. Z mojego doświadczenia wynika, że nawet zamienniki podane przez producenta bywają czasami ryzykowne, bo nie wszystko da się przewidzieć w specyfikacji. W firmach serwisowych, ale też w naprawach amatorskich, zamiana tranzystora na dokładnie ten sam typ to standard i nie podlega dyskusji. Niektórzy próbują kombinować z zamiennikami, ale to już trochę loteria. Warto też zwrócić uwagę, że tranzystory są projektowane do pełnienia bardzo różnych funkcji w układach – od prostych przełączników po elementy wzmacniające czy stabilizujące napięcie – i nie da się ich zastąpić innymi częściami o zupełnie innym sposobie działania. Takie podejście zapewnia bezpieczeństwo, niezawodność oraz zgodność z dokumentacją układu, co jest ważne zwłaszcza przy sprzęcie certyfikowanym lub pracującym w trudnych warunkach.
Moim zdaniem, bardzo częstym błędem jest przekonanie, że układ zasilacza jest na tyle uniwersalny, że wystarczy zastąpić tranzystor jakimkolwiek innym elementem półprzewodnikowym lub nawet kombinacją kilku. I pojawia się pokusa, żeby zamiast uszkodzonego tranzystora wlutować, na przykład, dwie diody prostownicze czy tyrystor, bo przecież „też coś przełączają”. No ale elektronika nie wybacza takich ogólników – każdy z tych elementów ma zupełnie inną charakterystykę pracy i inne zadania w obwodzie. Diody prostownicze są zaprojektowane do jednokierunkowego przewodzenia prądu i nie mają zdolności wzmacniania sygnału czy płynnej regulacji przepływu, jaką oferuje tranzystor. Z kolei tyrystory to elementy, które po załączeniu przewodzą aż do zaniku prądu, więc tu żadnej zamiany funkcji tranzystora nie uzyskamy – szczególnie w zasilaczach impulsowych czy liniowych, gdzie precyzyjna kontrola prądu i napięcia jest kluczowa. Typowym błędem myślowym jest też traktowanie tranzystora jako „jakiejś tam bramki” – podczas gdy to jeden z najbardziej wszechstronnych i precyzyjnych elementów w elektronice. Próby łączenia kilku elementów w miejsce jednego tranzystora najczęściej kończą się fiaskiem, bo nie uzyska się właściwego wzmocnienia, parametrów częstotliwościowych ani zabezpieczenia termicznego. W dobrych praktykach branżowych zdecydowanie odradza się takie eksperymenty – zawsze należy stosować taki sam typ tranzystora, ewentualnie, po konsultacji z dokumentacją, zatwierdzony zamiennik o identycznych lub lepszych parametrach. Zamiana na coś zupełnie innego to proszenie się o awarie, spadek wydajności albo nawet uszkodzenie kolejnych elementów w układzie.