To właśnie sytuacja, gdy ktoś doznał kontuzji stawu skokowego podczas bezpośredniej drogi do pracy, jest klasycznym przykładem incydentu związanego z pracą, a konkretnie tzw. wypadku w drodze do pracy. Zgodnie z przepisami BHP oraz praktyką ubezpieczeniową, za incydent w miejscu pracy uznaje się nie tylko zdarzenia mające miejsce na terenie zakładu, ale także te występujące w drodze do lub z pracy – oczywiście pod warunkiem, że droga była bezpośrednia i nieprzerwana, bez załatwiania spraw prywatnych po drodze. Moim zdaniem ta kwestia jest często niedoceniana przez pracowników – wielu z nas zapomina, że wypadek w drodze do pracy daje podobne uprawnienia jak wypadek w zakładzie pracy, oczywiście po spełnieniu określonych wymogów formalnych, np. zgłoszenie incydentu pracodawcy, udokumentowanie miejsca i czasu zdarzenia. W praktyce wielu pracodawców i pracowników nie do końca rozumie, jakie sytuacje faktycznie podlegają pod te przepisy. Na przykład, jeśli ktoś skręcił nogę idąc prosto z domu do pracy i nie zatrzymywał się po drodze, to ten incydent kwalifikuje się jako wypadek w drodze do pracy. Warto znać te zasady, żeby nie przegapić swoich praw. Branżowe standardy, takie jak wytyczne PIP i ubezpieczycieli, jasno wskazują na obowiązek rejestrowania i analizowania takich zdarzeń, bo z punktu widzenia bezpieczeństwa pracy każde takie zdarzenie jest sygnałem do poprawy szeroko rozumianych warunków pracy, nawet jeśli zdarzy się poza samym biurem czy halą.
Wiele osób ma mylne wyobrażenie, że incydent w miejscu pracy to tylko sytuacja, która zdarza się fizycznie na obszarze zakładu pracy czy w godzinach wykonywania obowiązków służbowych. Takie myślenie prowadzi do błędnych wniosków. Przykład oparzenia dłoni podczas nieobowiązkowego szkolenia w czasie wolnym pracownika nie spełnia definicji incydentu w pracy, bo nie jest związany z realizacją obowiązków ani nawet z formalną drogą do pracy. Z kolei pogorszenie samopoczucia wynikające z przewlekłej choroby, które zdarza się w biurze, to sytuacja z pogranicza – typowe regulacje BHP i ubezpieczeniowe nie zaliczają przypadków związanych z chorobami przewlekłymi do incydentów w pracy, o ile nie były one wywołane czynnikami zawodowymi lub nagłym zdarzeniem w trakcie pracy. To częsty błąd, bo ludzie utożsamiają każde pogorszenie stanu zdrowia w biurze z incydentem, a to nie jest zgodne z przepisami. Z kolei złamanie nogi podczas urlopu też nie kwalifikuje się jako wypadek w pracy – urlop wypoczynkowy to czas prywatny pracownika, niezwiązany z realizacją obowiązków służbowych, więc zdarzenia w tym okresie nie mają powiązania z miejscem pracy. Z doświadczenia wiem, że to dosyć częsty dylemat, zwłaszcza przy sporach z ubezpieczycielem. Kluczowe jest rozumienie, że przepisy BHP i standardy branżowe jak wytyczne Głównego Inspektora Pracy czy normy ISO jasno wskazują na potrzebę rozróżniania zdarzeń bezpośrednio związanych z pracą i tych, które są poza jej zakresem. Najczęstszy błąd to utożsamianie miejsca i czasu przebywania pracownika z samym incydentem. W praktyce tylko wypadki powstałe w wyniku pracy lub w drodze bezpośrednio do lub z pracy (bez przerywania jej innymi sprawami) podlegają zgłoszeniu jako incydent w miejscu pracy. Warto dokładnie analizować kontekst zdarzenia, bo to ma ogromne znaczenie przy późniejszych roszczeniach i obowiązkach pracodawcy względem BHP.