Leslie to nie tylko nazwa konkretnego głośnika, ale wręcz cały system modyfikowania dźwięku, który przez lata stał się niemal synonimem „żywego” brzmienia organów Hammonda. Chodzi o specjalną kolumnę głośnikową, w której zarówno głośnik wysokotonowy, jak i niskotonowy są fizycznie wprawiane w ruch obrotowy. W praktyce taki obracający się głośnik powoduje efekt modulacji dźwięku, łącząc zjawiska dopplera, vibrato oraz tremolo w jeden, bardzo charakterystyczny efekt. Z mojego doświadczenia, jak się słyszy organy Hammonda przepuszczone przez Leslie, to od razu słychać ten specyficzny, trójwymiarowy charakter – dźwięk wręcz wiruje w przestrzeni. Dlatego w muzyce rozrywkowej, rocku czy nawet jazzie, prawidłowe wykorzystanie Leslie to już czasem podstawa, jeśli zależy komuś na autentycznym brzmieniu z minionych dekad. Warto wiedzieć, że obecnie istnieją też emulatory cyfrowe, bo takie efekty wciąż są bardzo pożądane i branża uznaje, że niektórych barw nie da się osiągnąć inną metodą. To rozwiązanie przez lata stało się standardem, jeśli chodzi o modulację organów elektrycznych, i często jest wręcz wymagane w aranżacjach z epoki.
Wiele osób myli różne rodzaje modulacji dźwięku, zwłaszcza kiedy chodzi o takie pojęcia jak vibrato, tremolo czy overdrive. W praktyce jednak każdy z tych efektów opiera się na zupełnie innych zasadach. Vibrato to modulacja wysokości dźwięku, czyli lekka zmiana częstotliwości, która często pojawia się choćby w śpiewie czy grze na skrzypcach, ale nie daje tego trójwymiarowego, przestrzennego efektu, który słyszymy przy głośniku Leslie. Tremolo natomiast jest zmianą głośności sygnału w czasie – to trochę taki pulsujący efekt, ale nadal nie osiąga tej specyficznej ruchliwości dźwięku, jaką dają wirujące elementy kolumny Leslie. Overdrive kojarzy się z przesterem, typowym raczej dla gitar elektrycznych czy organów w muzyce rockowej, ale tutaj chodzi o zniekształcenie sygnału, a nie modulację przestrzenną. Moim zdaniem w praktyce bardzo łatwo pomylić te efekty, zwłaszcza jak się dopiero zaczyna przygodę z techniką studyjną. W przypadku organów Hammonda czy innych klawiszy z lat 60. i 70. to właśnie Leslie, czyli obracający się głośnik, tworzy niepodrabialną barwę – brzmienie nabiera głębi oraz dynamiki przestrzennej, której po prostu nie da się zastąpić samym vibrato czy tremolem. W branży muzycznej panuje przekonanie, że prawdziwy duch organów Hammonda rodzi się właśnie wtedy, gdy używasz Leslie, a nie żadnych innych prostych efektów modulacyjnych czy przesterów. To jest taki kanon, który warto znać i rozumieć – szczególnie jeśli pracuje się z klasycznym sprzętem lub tworzy aranżacje retro.