W przypadku oktetu instrumentalnego, czyli zespołu składającego się z ośmiu muzyków, najlepszą praktyką przy nagłośnieniu metodą MM (czyli metodą mikrofon-muzyk) jest zastosowanie ośmiu mikrofonów – po jednym na każdego instrumentalistę. Wynika to z tego, że metoda MM zakłada maksymalną separację źródeł dźwięku, dzięki czemu realizator dźwięku ma pełną kontrolę nad każdym instrumentem osobno. Umożliwia to precyzyjne ustawienie balansu, panoramy czy korekcji dla każdego muzyka w miksie. Jest to rozwiązanie szczególnie przydatne w sytuacjach scenicznych, gdzie zależy nam na ograniczeniu przesłuchów pomiędzy mikrofonami i bardzo czystym, selektywnym brzmieniu. W praktyce często spotykałem się z tym, że właśnie w profesjonalnych realizacjach koncertów muzyki kameralnej czy rozrywkowej, przy pracy z oktetem, każdy muzyk dostaje swój mikrofon. Z mojego doświadczenia wynika, że nawet jeśli ktoś próbuje 'zaoszczędzić' mikrofony i ustawia po dwa na sekcję, to często prowadzi to do problemów z fazą, brakiem selektywności i trudnościami w miksowaniu. Branżowe standardy — nawet w riderach technicznych zespołów — jasno wskazują: jeden mikrofon na jedno źródło dźwięku, zwłaszcza przy metodzie MM. Dodatkowo, taki układ pozwala każdemu muzykowi zachować własną dynamikę i ekspresję, bo nie jest uzależniony od tego, jak gra sąsiad. Moim zdaniem, przy oktetach ta metoda jest najbardziej uniwersalna i sprawdzona.
Dość częstym błędem przy nagłaśnianiu zespołów instrumentalnych jest przekonanie, że wystarczy użyć mniejszej liczby mikrofonów niż liczba muzyków, zakładając, że mikrofony zbiorą dźwięk z kilku źródeł naraz lub że można zastosować uśrednione rozwiązania typu stereo overhead czy pojedynczy mikrofon centralny. Takie podejście sprawdza się czasem przy dużych chórach czy orkiestrach, gdzie faktycznie stosuje się tzw. techniki stereofoniczne (np. AB, XY, ORTF), ale metoda MM, czyli mikrofon-muzyk, rządzi się innymi zasadami. Stosowanie dwóch lub czterech mikrofonów do nagłośnienia oktetu prowadzi do wielu problemów – po pierwsze tracimy możliwość indywidualnej korekcji oraz kontroli głośności każdego instrumentu, przez co miks staje się nieczytelny, a artykulacja muzyków potrafi się zlewać. Po drugie, pojawia się dużo przesłuchów, co skutkuje trudnościami w uzyskaniu selektywnego i dynamicznego dźwięku, zwłaszcza przy instrumentach o różnej charakterystyce (np. smyczki, dęte, perkusjonalia). Z drugiej strony, pomysł użycia nawet większej liczby mikrofonów, np. dwunastu, to już przesada – nadmiar mikrofonów może wprowadzić poważne komplikacje fazowe i szumy, a co najważniejsze, nie znajduje uzasadnienia w przypadku oktetu (czyli dokładnie ośmiu muzyków). Niektóre osoby mylą ilość mikrofonów z typem mikrofonowania, bo w nagłośnieniu dużych zespołów spotyka się rozbudowane setupy, ale przy MM zasada jest prosta: jeden mikrofon na jedno źródło. Takie podejście to nie tylko standard branżowy, ale także najlepsza praktyka, zwłaszcza jeśli chcemy uzyskać profesjonalne, selektywne brzmienie i pełną kontrolę nad miksem. Stosowanie innych ilości mikrofonów – czy to z oszczędności sprzętu, czy z niewiedzy – prowadzi raczej do pogorszenia efektu końcowego niż do optymalizacji pracy. W praktyce warto zapamiętać: liczba mikrofonów przy MM równa się liczbie muzyków, i tej zasady lepiej nie omijać.