Układ basowy typu kardioida faktycznie wymaga minimum dwóch głośników, żeby działał zgodnie z założeniami. Cały trik polega na odpowiednim ustawieniu i zestrojeniu obu przetworników – jeden działa jako główny, a drugi jest opóźniony czasowo i/lub odwrócony fazowo. To właśnie to połączenie sprawia, że fale dźwiękowe od tyłu głośników znoszą się, a z przodu sumują. W ten sposób uzyskuje się charakterystykę kierunkową przypominającą serce (stąd nazwa „kardioida”), co w praktyce pozwala na ograniczenie niepożądanych odbić i wzmocnienia basów za sceną. Takie układy stosuje się np. na koncertach plenerowych, gdzie nie chcesz, żeby subwoofer „zalewał” dźwiękiem cały backstage albo sąsiednie sceny. Z mojego doświadczenia wynika, że najczęściej spotykana konfiguracja to właśnie dwa subwoofery ustawione jeden za drugim, z odpowiednio dobranym opóźnieniem (zwykle ok. 2-3 ms, zależnie od odległości). Branżowe standardy, np. AES czy zalecenia firm jak d&b audiotechnik, potwierdzają, że dwa przetworniki to absolutne minimum do osiągnięcia efektu kardioidy – choć dla lepszego efektu czasem stosuje się większe układy. Ciekawostka: przy większej liczbie głośników można uzyskać jeszcze lepszą kontrolę nad rozkładem energii basowej, ale już od dwóch zaczyna się prawdziwa kardioida. To trochę jak w kuchni – mając dwa składniki, możesz zrobić prostą, ale skuteczną potrawę.
W praktyce nagłośnieniowej często spotyka się przekonanie, że wystarczy jeden głośnik, żeby uzyskać konkretną charakterystykę kierunkową, na przykład kardioidę, ale to uproszczenie. W rzeczywistości pojedynczy subwoofer promieniuje niskie częstotliwości praktycznie dookólnie, czyli w każdą stronę równie mocno, co wynika z długości fali niskich tonów. To tłumaczy, czemu ustawienie tylko jednego przetwornika nie pozwoli zbudować układu z tłumieniem z tyłu – nie da się po prostu zredukować promieniowania do tyłu bez fizycznej interakcji dwóch źródeł dźwięku. Z kolei myślenie, że potrzeba aż trzech czy czterech głośników, to typowy błąd związany z nadmiarowym podejściem – czasami widuje się większe układy kardioidalne na dużych scenach, żeby poprawić równomierność pokrycia albo zwiększyć skuteczność tłumienia, ale to już bardziej zaawansowane aplikacje. Minimalna konfiguracja to dwa subwoofery – jeden z przodu, drugi z tyłu (lub obok), i tutaj kluczowa jest precyzyjna synchronizacja czasowa (delay) oraz ewentualne odwrócenie polaryzacji w jednym z nich. Większa liczba głośników daje jeszcze lepszą kontrolę, ale nie jest konieczna do osiągnięcia efektu kardioidy. Często spotykam się też z myleniem pojęć: układy end-fire czy gradientowe też są kierunkowe, ale mają inne wymagania montażowe. Podsumowując, jeśli chcesz mieć układ kardioidalny basu zgodny z profesjonalnymi standardami (np. normy AES, rozwiązania Meyer Sound czy L-Acoustics), wystarczą dwa odpowiednio skonfigurowane głośniki. Więcej przetworników daje dodatkowe opcje, ale nie jest to wymagane na poziomie podstawowym.