Prawidłowa odpowiedź to 8 Ω, bo kiedy mostkujemy (bridgeujemy) wzmacniacz dwukanałowy, oba kanały pracują razem, żeby napędzać jedno obciążenie. W trybie mostka sumuje się napięcie wyjściowe obu kanałów, co skutkuje podwojeniem napięcia na głośniku – a to znaczy, że przy tym samym obciążeniu popłynie dwa razy większy prąd. Dlatego minimalna impedancja, jaką można bezpiecznie zastosować przy pracy mostkowej, jest dwukrotnie większa niż przy pracy pojedynczego kanału. Czyli jak producent podaje, że minimalne obciążenie dla jednego kanału to 4 Ω, to po zmostkowaniu musimy już założyć co najmniej 8 Ω, żeby wzmacniacz nie przegrzał się albo nie wpadł w zabezpieczenie. To nie jest tylko teoria – w praktyce takie podejście wydłuża życie wzmacniacza i chroni końcówki mocy. Często w serwisach widzi się uszkodzone końcówki, bo ktoś zignorował minimalną impedancję w mostku i podłączył kolumnę 4 Ω. Branżowe standardy i instrukcje producentów zawsze podkreślają tę zasadę, bo w ten sposób można uniknąć przeciążenia układów zasilających. Moim zdaniem szczególnie w nagłośnieniach scenicznych, gdzie wzmacniacze często pracują w mostku, warto się pilnować i dobrze dobrać impedancję głośnika – to podstawa, żeby uniknąć kłopotów na występie. Dodatkowo, taki dobór impedancji pozwala wykorzystać pełnię możliwości wzmacniacza bez ryzyka przegrzania czy uszkodzenia sprzętu – z mojego doświadczenia to jedna z najczęstszych przyczyn awarii, jeśli ktoś tego nie dopilnuje.
Częstym błędem jest założenie, że jeśli mamy wzmacniacz dwukanałowy i minimalna impedancja pojedynczego kanału to 4 Ω, to po zmostkowaniu można bezpiecznie zejść do 2 Ω lub zostawić 4 Ω. Takie myślenie wynika z nieporozumienia, jak działa tryb mostkowy – w rzeczywistości oba kanały razem wytwarzają większe napięcie, a więc prąd płynący przez obciążenie jest większy niż gdybyśmy użyli tylko jednego kanału. Jeśli podłączymy zbyt niską impedancję (np. 2 Ω), wzmacniacz będzie musiał dostarczyć ogromny prąd, co zwykle kończy się przegrzaniem, wejściem w zabezpieczenie lub nawet uszkodzeniem końcówek mocy. Zostawienie 4 Ω wydaje się intuicyjne, bo to minimalna impedancja jednego kanału, ale w trybie mostka tak naprawdę każdy kanał widzi tylko połowę tej wartości, czyli 2 Ω. To właśnie powoduje przeciążenie – bo elektronika wzmacniacza nie jest skonstruowana do takiego obciążenia na kanał. Z kolei odpowiedzi typu 16 Ω to już zdecydowana przesada – taka impedancja jest zwykle za wysoka i nie wykorzystuje się pełnej mocy wzmacniacza; w warunkach praktycznych praktycznie się tego nie spotyka, bo efektywność systemu bardzo na tym cierpi. Moim zdaniem najczęściej źródłem pomyłek jest nieuwzględnienie, że w mostku napięcie na obciążeniu się podwaja, a niektórzy próbują uprościć sprawę patrząc tylko na sumę impedancji lub traktując oba kanały jako niezależne. Dobre praktyki branżowe wymagają zawsze sprawdzenia, jakie obciążenie w mostku zaleca producent – czasem jest to nawet wyraźnie podkreślone w specyfikacji. Zdecydowanie polecam nie eksperymentować z niższymi impedancjami niż zalecane, bo to najprostsza droga do awarii sprzętu, szczególnie jeśli sprzęt jest eksploatowany na maksymalnych mocach. Lepiej trzymać się zasady: po zmostkowaniu minimalna impedancja rośnie dwukrotnie względem pojedynczego kanału.