Wybrałeś odpowiedź, która naprawdę trafia w sedno tematu osłabienia wrażeniowego w zakresie słyszalności. Gdy zmniejszamy poziom ciśnienia akustycznego, czyli po prostu ściszamy muzykę, to nasz słuch w naturalny sposób staje się mniej czuły na skrajne części pasma, czyli na niskie i wysokie częstotliwości. Tak działa fizjologia ludzkiego ucha – to bardzo dobrze opisano w tzw. krzywych izofonicznych Fletchera-Munsona, które często pojawiają się na zajęciach z elektroakustyki. W praktyce oznacza to, że jak słuchasz nagrania przy niskim poziomie głośności, basy i soprany wydają się dużo cichsze, za to środek pasma (mniej więcej od 1 kHz do 4 kHz) zostaje relatywnie głośny. Moim zdaniem to zjawisko ma ogromne znaczenie w codziennym życiu – chociażby podczas miksowania muzyki w studiu, gdzie inżynierowie starają się kompensować takie niedoskonałości, stosując np. funkcję loudness czy specjalne korektory. W dobrych systemach audio – czy to sprzęt domowy, czy profesjonalny – spotyka się właśnie funkcję „loudness”, która automatycznie podbija niskie i wysokie tony przy cichym odtwarzaniu, żeby brzmienie było bardziej naturalne. To nie jest tylko teoria – wystarczy poeksperymentować z własnym sprzętem grając dany utwór na różnych poziomach głośności, żeby od razu zrozumieć, jak bardzo ten efekt wpływa na odbiór muzyki. Dobrze wiedzieć, bo można to wykorzystać w praktyce i lepiej dopasować dźwięk pod własne preferencje.
W pytaniu chodzi o to, jak zmiana poziomu ciśnienia akustycznego wpływa na odbiór różnych zakresów częstotliwości w muzyce, a konkretnie – które z nich ulegają osłabieniu w odbiorze, kiedy dźwięk jest cichszy. Często spotykaną pomyłką jest założenie, że tylko wysokie częstotliwości słabną (co sugeruje, że np. basy zawsze się przebijają, a soprany znikają), albo że tylko środek pasma zostaje osłabiony, co również nie znajduje potwierdzenia w badaniach psychoakustycznych. W rzeczywistości ludzki słuch jest najbardziej czuły w paśmie środkowym, czyli w zakresie około 1–4 kHz, dlatego właśnie ten fragment pasma najmniej traci na słyszalności przy niskim poziomie głośności – i to jest od dawna obiektem różnego rodzaju testów branżowych, chociażby opisanych przez Fletchera i Munsona. Z mojego punktu widzenia, błędne założenia wynikają najczęściej z tego, że słuchacze utożsamiają „moc” lub „tłustość” dźwięku z basem, a „jasność” z sopranami, nie uwzględniając specyfiki ludzkiej percepcji. W rzeczywistości – jak pokazują krzywe izofoniczne – zarówno najniższe, jak i najwyższe częstotliwości stają się wyraźnie mniej odczuwalne przy cichym słuchaniu, podczas gdy średnie tony utrzymują się na względnie wyrównanym poziomie. To trochę mylące, szczególnie jak ktoś zaczyna przygodę z akustyką i nie zna jeszcze tego efektu. W praktyce, jeśli nagranie wydaje się zbyt płaskie lub „cienkie” na niskiej głośności, to właśnie przez to, że skraje pasma są mniej słyszalne – i dlatego powstały technologie takie jak loudness. Tak działa ludzka percepcja i warto mieć tego świadomość, bo to podstawa np. do świadomego ustawienia korektorów czy przemyślanego masteringu utworów. Zdecydowanie nie należy więc skupiać się tylko na jednym fragmencie pasma, lecz rozumieć, że osłabienie dotyczy zarówno niskich, jak i wysokich częstotliwości.