Transformator separujący o przekładni 1:1 to absolutna podstawa w prawidłowym odizolowaniu mas pomiędzy różnymi urządzeniami sceniczno-nagłośnieniowymi. Jego główna rola to właśnie separacja galwaniczna, czyli takie rozdzielenie elektryczne sygnału, żeby prądy wyrównawcze mas nie płynęły przez połączenie sygnałowe – w praktyce chroni to przed brumami, pętlami masy i zakłóceniami, które potrafią nieźle uprzykrzyć życie akustykowi. Przekładnia 1:1 oznacza, że napięcie sygnału na wejściu transformatora jest takie samo, jak na wyjściu, więc nie zmieniamy poziomu sygnału, tylko odcinamy bezpośrednie połączenie mas. Takie transformatory znajdziesz praktycznie w każdej dobrej DI-boxie aktywnej lub pasywnej, a także w profesjonalnych splitboxach czy urządzeniach patchujących. Branżowym standardem jest stosowanie właśnie przekładni 1:1, bo nie chodzi tu o wzmocnienie czy tłumienie sygnału, tylko właśnie wyizolowanie galwaniczne. Moim zdaniem to jeden z najważniejszych elementów bezpiecznej i bezproblemowej pracy scenicznej, zwłaszcza gdy sprzęt pochodzi z różnych źródeł – zasilanych z różnych faz czy nawet różnych instalacji. Warto wiedzieć, że są też transformatory o innych przekładniach, ale one służą już zupełnie innym celom, np. podnoszeniu napięcia mikrofonowego czy dopasowaniu impedancji. Sam nie raz przekonałem się, że próby stosowania innych przekładni kończą się niepotrzebnymi problemami, więc naprawdę lepiej trzymać się 1:1. Dobra praktyka podpowiada: jak separacja mas, to zawsze przekładnia 1:1.
Wiele osób mylnie sądzi, że stosując transformator separujący z przekładnią inną niż 1:1 – na przykład 1:3, 1:10 czy nawet 1:50 – można uzyskać lepszą ochronę przed zakłóceniami bądź nawet lepiej dopasować poziomy sygnałów pomiędzy urządzeniami. To jednak nie odpowiada rzeczywistym potrzebom systemów scenicznych. Przekładnia 1:3 czy 1:10 automatycznie zmienia poziom napięcia wyjściowego względem wejściowego, co w praktyce oznacza albo wzmocnienie, albo tłumienie sygnału. W kontekście separacji mas nie chodzi jednak o zmianę poziomu sygnału, tylko o całkowite galwaniczne rozdzielenie sygnału pomiędzy urządzeniami, tak, aby nie powstawały szumy związane z przepływem prądów wyrównawczych. Jeśli zastosujemy transformator np. 1:10, możemy nieświadomie doprowadzić do przesterowania stopnia wejściowego miksera albo wręcz przeciwnie – do zbyt niskiego poziomu sygnału, przez co zwiększamy szumy własne systemu. Dodatkowo, przy tak dużych przekładniach pojawiają się zniekształcenia, które w profesjonalnym audio są mocno niepożądane. Typowy błąd myślowy to traktowanie transformatora jak wzmacniacza lub tłumika, tymczasem w zastosowaniach scenicznych transformator separujący ma po prostu zapewnić czyste odseparowanie galwaniczne bez żadnych zmian w poziomie sygnału. Z mojego doświadczenia wynika, że niepotrzebna ingerencja w poziom sygnału bardzo rzadko kończy się dobrze – pojawiają się niejasne problemy, trudne do zdiagnozowania podczas próby dźwięku. Standardy branżowe – np. AES czy EBU – jednoznacznie wskazują, że do separacji mas stosuje się przekładnie 1:1. Każda inna opcja jest po prostu błędna w tym kontekście i może prowadzić do nieprzewidzianych komplikacji na scenie.