Wybrałeś parę -0,3 dB Peak oraz -7 dB RMS, co faktycznie wskazuje na nagranie o najwyższym średnim poziomie głośności. W praktyce RMS (Root Mean Square) to miara uśrednionej energii sygnału, która zdecydowanie lepiej niż peak opisuje realnie odbieraną przez ucho 'moc' dźwięku. W branży muzycznej czy radiowej to właśnie RMS mówi nam, jak głośne odczuwalnie jest nagranie, bo szczytowe wartości (Peak) mogą być wysokie, ale trwać bardzo krótko i nie przekładać się na całościową siłę utworu. Moim zdaniem, jeśli zależy Ci na tzw. loudness wars i przebiciu się na platformach streamingowych, patrzysz przede wszystkim na RMS albo LUFS, bo to one decydują o tym, czy Twój kawałek nie zostanie automatycznie ściszony przez algorytm. Warto pamiętać, że wartości RMS powyżej -8 dB uważane są już za bardzo głośne, zbliżone do popularnych nagrań radiowych, a -7 dB RMS to wręcz granica kompresji, którą łatwo usłyszeć przez utratę dynamiki. W praktyce miksując, dążymy do kompromisu: peak poniżej 0 dBFS, żeby nie przesterować, ale RMS jak najwyższy, nie tracąc przy tym naturalności brzmienia. Standardy radiowe czy streamingowe (np. Spotify, Apple Music) nakazują pilnować tych poziomów, bo za głośne utwory i tak zostaną przyciszone. Z mojego doświadczenia -7 dB RMS to już naprawdę głośno i nie warto przesadzać, bo można zniszczyć detal i przestrzeń. Dobrze wiedzieć, czemu te liczby są tak istotne w praktyce!
Zagadnienie poziomów Peak i RMS budzi często sporo zamieszania – sporo osób kieruje się wyłącznie pojedynczym parametrem, na przykład najwyższym możliwym poziomem szczytowym (Peak), sądząc, że to on definiuje głośność nagrania. Jednak to trochę złudne. Peak mówi nam tylko o tym, jak wysoki jest najgłośniejszy moment w ścieżce – często to pojedynczy klik, stopa albo krótki transient, który nie mówi nic o tym, jak odbieramy całą piosenkę. RMS natomiast oblicza wartość średnią energii sygnału i to właśnie ten parametr lepiej oddaje odczucie głośności przez słuchacza. W branży audio i przy masteringu priorytetem jest podniesienie RMS przy zachowaniu bezpiecznego zapasu na peak, żeby nie wejść w przester (clipping). Zbyt duża różnica między peak a RMS oznacza, że nagranie jest dynamiczne, ale w skrajnych przypadkach może brzmieć cicho w porównaniu do komercyjnych produkcji. Częstym błędem jest przekonanie, że np. peak na poziomie -0,1 dB sprawi, że całość nagrania będzie bardzo głośna – jeśli RMS wynosi -8 dB, to i tak jest ciszej niż w utworze z RMS -7 dB. Z kolei sytuacje typu -3 dB peak i -12 dB RMS świadczą o dużej dynamice, ale zdecydowanie niższej odczuwalnej głośności. Stosowanie dobrych praktyk w miksie i masteringu wymaga myślenia szerzej niż tylko o samym piku – zawsze analizujemy RMS i coraz częściej LUFS, bo to na nich opierają się limity serwisów streamingowych. Z mojego punktu widzenia najczęstszy błąd to skupianie się na ekstremalnie wysokim peaku i ignorowanie, jak nagranie zabrzmi w kontekście innych utworów – czyli właśnie po stronie średniego poziomu głośności. Takie podejście prowadzi niestety do rozczarowań po odtworzeniu na radiu czy Spotify, gdzie i tak systemy przytną całość do określonego poziomu.