Filtrowanie to absolutnie podstawowe narzędzie w każdym programie typu DAW, jeśli chodzi o usuwanie przydźwięków, takich jak charakterystyczny szum 50 Hz (albo 60 Hz w USA), który wynika właśnie z zakłóceń sieci elektrycznej. W praktyce stosuje się najczęściej tzw. filtry wąskopasmowe – notch lub band-stop, które pozwalają wyciąć konkretną częstotliwość bez naruszania reszty sygnału. W wielu DAW-ach są nawet gotowe presety „hum remover” albo „de-hum”. Często użytkownicy korzystają z narzędzi typu EQ parametryczny, gdzie można ręcznie ustawić wycięcie dokładnie na częstotliwości przydźwięku i jej harmonicznych (np. 50, 100, 150 Hz itd.). Z mojego doświadczenia, to rozwiązanie jest dużo bardziej profesjonalne niż próby różnych sztuczek z kompresją czy konwersją, bo filtr działa selektywnie i nie zniekształca reszty nagrania. Filtrowanie jest zgodne z dobrymi praktykami branżowymi – praktycznie każdy realizator dźwięku w studiu czy na scenie sięga w pierwszej kolejności właśnie po filtry, żeby pozbyć się tego typu zakłóceń, zanim zacznie cokolwiek innego robić z materiałem. Dobrze dobrany filtr to podstawa czystego brzmienia – warto się tego nauczyć i nie bać się eksperymentować z ustawieniami, bo czasem nawet minimalna zmiana szerokości filtra robi dużą różnicę w jakości.
Wiele osób, zwłaszcza zaczynających przygodę z DAW-ami, trochę myli pojęcia i szuka rozwiązania problemu przydźwięku w innych narzędziach niż filtracja. Nadpróbkowanie bywa kojarzone z poprawą jakości dźwięku, bo zwiększa częstotliwość próbkowania, ale nie rozwiązuje ono problemów z istniejącymi zakłóceniami – ani nie usuwa szumów, ani nie eliminuje częstotliwości zakłócających, takich jak te pochodzące z sieci energetycznej. Kompresja również jest często przeceniana – jej zadaniem jest wyrównywanie dynamiki sygnału, czyli ściskanie zakresu głośności, ale w żaden sposób nie selekcjonuje konkretnych częstotliwości ani nie potrafi precyzyjnie usunąć przydźwięku sieciowego. Czasem nawet problem potrafi pogłębić, bo podbija ciche miejsca, w których te zakłócenia są słyszalne. Konwersja natomiast dotyczy zmiany formatu pliku czy parametrów sygnału (np. z WAV na MP3 albo zmiana liczby bitów/próbkowania), ale nie ma żadnego wpływu na to, co już jest zapisane w audio. Typowym błędem jest myślenie, że wystarczy „przekonwertować” plik albo skompresować, żeby pozbyć się szumu – w rzeczywistości takie operacje mogą wręcz pogorszyć sytuację. Branżowym standardem od lat przy eliminacji przydźwięku są filtry, bo pozwalają wyciąć dokładnie to, co przeszkadza, bez niepotrzebnej ingerencji w resztę nagrania. Warto pamiętać, że w profesjonalnej obróbce audio wszystkie wymienione narzędzia mają swoje miejsce, ale żadne z nich, poza filtrowaniem, nie rozwiązuje problemu zakłóceń sieciowych. To jeden z tych elementów, które trzeba dobrze zrozumieć, żeby jakość nagrań była naprawdę profesjonalna.