24 bity to standard, który w praktyce gwarantuje bardzo niski poziom szumów kwantyzacji w sygnale fonicznym – praktycznie nie do odróżnienia dla ludzkiego ucha, nawet przy bardzo cichych fragmentach. Z mojego doświadczenia, w profesjonalnych studiach nagraniowych oraz przy produkcji muzyki używa się właśnie 24-bitowej rozdzielczości, bo pozwala zachować ogromny zakres dynamiki (ponad 140 dB!), co jest kluczowe, gdy miksuje się wiele ścieżek lub wielokrotnie modyfikuje nagranie. Im wyższa głębia bitowa, tym dokładniej można odwzorować ciche i głośne fragmenty – a szum kwantyzacji praktycznie zanika. To dlatego mastering audio, produkcja filmowa czy sample banki opierają się o 24 bity. Dla porównania, płyta CD wykorzystuje 16 bitów, co też daje bardzo dobrą jakość, ale już mniej miejsca na subtelności, zwłaszcza przy obróbce materiału. Oczywiście, wyższa bitowość wymaga większej pojemności dysku i mocniejszego sprzętu, ale w dzisiejszych czasach to już nie problem. Moim zdaniem, kto raz nagrywał w 24 bitach, ten nie chce wracać do niższych rozdzielczości. Jeśli zależy ci na naprawdę czystym, profesjonalnym dźwięku bez cyfrowych artefaktów, 24 bity to po prostu właściwy wybór.
Wybór niższej głębi bitowej, jak 8 czy 16 bitów, zwykle wiąże się ze znacznie wyższym poziomem szumów kwantyzacji, co w praktyce odbija się na jakości dźwięku, zwłaszcza gdy chodzi o nagrania instrumentalne lub wokalne z dużą ilością cichych, subtelnych fragmentów. Często spotykam się z przekonaniem, że 16 bitów „w zupełności wystarczy”, bo przecież tyle ma płyta CD – ale w rzeczywistości to granica kompromisu między pojemnością a jakością, ustalona w latach 80. Dla zastosowań profesjonalnych, gdzie istotna jest maksymalna precyzja i elastyczność w postprodukcji, to jednak trochę za mało. 8 bitów to już poziom lo-fi, bardzo wyraźnie słyszalny szum, który może mieć swój klimat, ale do profesjonalnego audio się nie nadaje. 20 bitów to ciekawy kompromis, przez chwilę było popularne w sprzęcie studyjnym, ale szybko zostało wyparte przez 24 bity, które oferują znacznie większe możliwości – zwłaszcza jeśli chodzi o zakres dynamiki i minimalizację szumów kwantyzacji. Zauważyłem, że często wybiera się niższą bitowość w przekonaniu o oszczędności miejsca na dysku, ale to trochę mylne podejście: w czasach tanich dysków i szybkich komputerów warto iść w jakość, bo to procentuje na każdym etapie obróbki dźwięku. Warto pamiętać, że wyższa głębia bitowa daje więcej swobody przy miksowaniu i masteringu, bo pozwala uniknąć degradacji sygnału przy kolejnych przeliczeniach. Dlatego standardem w branży audio stało się dziś 24 bity – i nie bez powodu. Z mojego punktu widzenia warto postawić na rozwiązania, które minimalizują artefakty cyfrowe już na etapie nagrania, bo później nie da się ich usunąć.