Time Stretch to absolutnie podstawowa funkcja w większości współczesnych DAW-ów, jeśli chodzi o modyfikowanie długości regionu audio bez wpływu na jego zawartość dźwiękową, czyli bez przycinania czy usuwania fragmentu nagrania. Mechanizm ten pozwala wydłużyć lub skrócić czas trwania klipu, jednocześnie zachowując całą oryginalną treść – po prostu dźwięki rozciągamy albo ściskamy w czasie. Bardzo często Time Stretch wykorzystywany jest do dopasowania tempa pętli perkusyjnych, sampli wokalnych lub całych fraz instrumentalnych do tempa projektu, szczególnie, gdy pracujemy na materiałach z różnych źródeł albo remiksujemy coś po swojemu. W praktyce, dzięki tej operacji, można z łatwością miksować elementy z różnych temp i uzyskiwać kreatywne efekty, np. zwolnienie partii wokalnej na refrenie bez utraty jakości brzmienia (oczywiście w granicach rozsądku). Co ciekawe, większość nowoczesnych DAW-ów, takich jak Ableton Live, FL Studio czy Logic Pro, oferuje zaawansowane algorytmy Time Stretch, które starają się minimalizować artefakty dźwiękowe i zachowywać jak największą naturalność brzmienia. Z mojego doświadczenia, użycie tej funkcji to właściwie chleb powszedni w produkcji muzyki elektronicznej, ale nie tylko – nawet w projektach lektorskich czy montażu podcastów Time Stretch daje mega fajne możliwości synchronizacji ścieżek. Ważne jest, żeby nie mylić tej funkcji z przycinaniem (Trim) czy kopiowaniem – Time Stretch nie usuwa żadnych danych, tylko rozkłada je w czasie.
Wydaje się, że sporo osób myli podstawowe operacje edycyjne w DAW-ach, co jest totalnie zrozumiałe przy pierwszym kontakcie z tymi narzędziami. Bounce to technika, która służy przede wszystkim do renderowania wybranego fragmentu sesji do jednego pliku audio – nie modyfikuje ona w żaden sposób długości regionu, poza tym jest bardziej związana z eksportem, niż edycją w czasie rzeczywistym. Quantize natomiast to narzędzie stricte rytmiczne, przydatne przy przesuwaniu nut midi lub transientów audio do najbliższej siatki tempa. Quantize nie rozciąga ani nie skraca regionu – po prostu ustawia dźwięki „na równo”, żeby brzmiały poprawnie w kontekście rytmicznym, szczególnie przy nagrywaniu na żywo. Pitch Shift z kolei zmienia wysokość dźwięku bez wpływu na jego czas trwania – czyli możemy np. podnieść tonację wokalu albo basu, ale długość nagrania zostaje identyczna. Z mojego punktu widzenia typowym błędem jest zakładanie, że Pitch Shift „rozciąga” dźwięk, bo nazwa może się tak kojarzyć, jednak w praktyce chodzi wyłącznie o zmianę częstotliwości dźwięku, a nie czasu. Główna trudność w tej grupie narzędzi polega na rozróżnieniu, które operacje ingerują w czas, a które w wysokość czy rytmikę. Zawsze warto patrzeć na efekt końcowy – jeśli zależy nam na zmianie długości regionu bez utraty żadnych jego fragmentów, to jedyną właściwą metodą jest Time Stretch. W branżowych workflowach to absolutna podstawa, zwłaszcza gdy pracujemy z różnorodnymi źródłami audio i chcemy zachować pełną kontrolę nad czasem, tempem i synchronizacją materiału.