De-esser to absolutna podstawa jeśli chodzi o profesjonalną obróbkę nagrań głosu, zwłaszcza lektorskiego czy wokalnego. Ten procesor dynamiczny specjalizuje się w ograniczaniu poziomu sybilantów, czyli głosek takich jak „s”, „sz”, „z”, które występują w paśmie częstotliwości zwykle pomiędzy 4 a 9 kHz. Akurat w tych zakresach sybilanty potrafią być bardzo nieprzyjemne dla ucha, szczególnie jeśli nagranie jest mocno skompresowane lub później odtwarzane na słuchawkach czy radiówkach FM. De-esser pracuje podobnie do kompresora, ale reaguje tylko na określony wycinek pasma – wyłapuje i „przycisza” fragmenty, gdzie poziom tych częstotliwości przekracza ustalony próg. W praktyce jest to must-have przy nagraniach lektorskich, podcastach, audiobookach czy nawet wokalach muzycznych – w sumie wszędzie tam, gdzie liczy się komfort słuchacza i przejrzystość przekazu. Moim zdaniem, nawet najlepszy mikrofon czy przedwzmacniacz nie zniweluje sibilantów tak skutecznie i muzykalnie jak dobrze ustawiony de-esser. W branży audio jest to uznany standard – praktycznie każda sesja mikserska z udziałem ludzkiego głosu przechodzi przez etap de-essingu. Co ciekawe, nowoczesne de-essery potrafią być bardzo selektywne, można ustawić konkretne pasmo działania i czułość, więc nie ma obaw, że sygnał stanie się matowy czy nienaturalny. To świetne narzędzie, zdecydowanie warto je znać i stosować.
Wiele osób przy pracy z głosem odruchowo sięga po filtry dolnoprzepustowe (LP), de-noisery czy ekspandery, licząc, że w ten sposób pozbędą się nieprzyjemnych sybilantów. Jednak każde z tych urządzeń pełni w miksie zupełnie inną funkcję i nie jest zoptymalizowane pod kątem konkretnej walki z głoskami syczącymi. Filtr LP wycina całe górne pasmo powyżej ustawionej częstotliwości – jeśli zastosujemy go, żeby ograniczyć sybilanty, bardzo łatwo stracić przejrzystość i powietrze w nagraniu, bo pozbawiamy głos nie tylko syczących, lecz również tych wszystkich mikrodetali, które odpowiadają za naturalność i klarowność brzmienia. De-noiser z kolei to narzędzie do walki ze szumem tła lub szumem własnym sprzętu. Redukuje ogólne szumy, ale nie jest w stanie selektywnie wyłapać i ograniczyć krótkotrwałych, głośnych głosek typu „s” czy „ś” – tu po prostu brakuje mu selektywności i działania dynamicznego. Ekspander natomiast działa odwrotnie niż kompresor – pogłębia różnice dynamiczne, przez co cichsze fragmenty robią się jeszcze cichsze. W kontekście sibilantów ekspander niewiele zdziała, bo one i tak są głośne w porównaniu do reszty sygnału – ekspander nie zareaguje wtedy w ogóle, lub co gorsza, może jeszcze bardziej podkreślić nierówności. Typowym błędem jest także przekonanie, że zwykła korekcja EQ wystarczy – niestety, wycięcie szerokiego pasma zrujnuje barwę głosu. Dlatego w profesjonalnej praktyce branżowej używa się de-essera, bo to jedyny procesor zaprojektowany precyzyjnie pod kontrolę sybilantów, pozwalający zachować naturalność i przejrzystość nagrania. Dobór narzędzi do zadania to klucz do jakościowego miksu – i tego wymaga rzetelna inżynieria dźwięku.