Format pliku .wav, czyli Waveform Audio File Format, rzeczywiście nie stosuje kodowania stratnego. To jeden z najczęściej używanych formatów w profesjonalnym nagrywaniu i edycji dźwięku. Moim zdaniem, jeśli ktoś poważnie podchodzi do pracy z dźwiękiem – chociażby w studiu nagraniowym, radiu czy przy produkcji podcastów – wybiera właśnie .wav, bo zapewnia pełną wierność oryginalnego nagrania. Pliki .wav przechowują dane audio w postaci nieskompresowanej (lub czasem bezstratnie skompresowanej), czyli każdy dźwięk, każdy detal jest zapisany dokładnie tak, jak został nagrany. To ma kluczowe znaczenie przy dalszej obróbce, np. miksowaniu czy masteringu, gdzie kolejne kompresje stratne mogłyby pogorszyć jakość dźwięku. Standard ten wywodzi się z lat 90. i do dziś jest zgodny z wymaganiami branżowymi, co widać choćby w programach typu Pro Tools czy Cubase. Co ciekawe, nagrania w .wav są dużo większe niż w formatach stratnych, ale za to masz gwarancję, że nie tracisz na jakości – to trochę jak cyfrowa taśma-matka. W praktyce .wav używa się też do archiwizacji nagrań i w sytuacjach, gdzie jakość musi być bezkompromisowa – np. w bibliotece dźwięków czy w materiałach do telewizji. Sam nie raz przekonałem się, że praca na .wav pozwala uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek podczas końcowego eksportu. Dla mnie to taki złoty standard, jeśli chodzi o bezstratne audio.
Wielu uczniów myli pojęcia związane z formatami stratnymi i bezstratnymi, bo branża audio jest mocno zróżnicowana pod tym względem. Pliki takie jak .ra (RealAudio) oraz .rm (RealMedia) zostały stworzone z myślą o przesyłaniu dźwięku przez internet przy użyciu niskich przepływności. Stąd ich główną cechą jest kompresja stratna, czyli redukcja ilości danych kosztem jakości – tracisz część informacji zawartych w oryginalnym nagraniu, by plik był mniejszy i łatwiejszy do przesłania. .ra przez długi czas wykorzystywano np. w radiach internetowych, bo pozwalał szybko przesyłać nagrania nawet przy wolnym łączu. Podobnie .rm, który służył do audio i wideo, stawiał na efektywną kompresję. Odpowiedzią na potrzeby open-source było pojawienie się .ogg (Ogg Vorbis) – tu również mamy do czynienia z kompresją stratną, choć z dużo lepszym stosunkiem jakości do rozmiaru niż np. w MP3. Ten format jest często mylony z bezstratnym, bo daje bardzo dobrą jakość przy małych plikach, ale jednak zawsze oznacza utratę części danych dźwiękowych. Typowym błędem jest mylenie tych formatów przez samą nazwę lub popularność w streamingu (np. myśli się: 'Ogg jest lepszy, to pewnie bezstratny'), ale to nieprawda. Standardy branżowe wyraźnie mówią: jeśli potrzebujesz bezstratności, wybieraj .wav albo ewentualnie .flac – inne formaty są projektowane pod kątem efektywności, nie pełnej wierności dźwięku. W praktyce więc ani .ra, ani .rm, ani .ogg NIE zapewniają pełnej oryginalnej jakości nagrania, bo zawsze coś jest „ucinane”, by zmniejszyć rozmiar pliku. To jest ich główna wada w profesjonalnych zastosowaniach.