384 kHz to obecnie najwyższa częstotliwość próbkowania spotykana w nowoczesnych interfejsach audio, zwłaszcza tych z wyższej półki, przeznaczonych do zastosowań profesjonalnych czy zaawansowanej produkcji muzycznej. Moim zdaniem, to już trochę wykracza poza realne potrzeby większości użytkowników, ale audiofile i inżynierowie dźwięku lubią mieć maksymalną jakość i precyzję – nawet jeśli w praktyce końcowy materiał i tak będzie zgrany do niższej częstotliwości (np. 44,1 kHz na CD). Standardy branżowe, takie jak AES czy normy dotyczące jakości nagrań, dopuszczają próbkowanie nawet do 384 kHz, chociaż najczęściej spotyka się urządzenia operujące na poziomie 44,1, 48, 96 lub 192 kHz. Wysokie częstotliwości próbkowania mają sens np. w masteringu, archiwizacji czy obróbce dźwięku, gdzie każda najdrobniejsza różnica może mieć znaczenie. Co ciekawe, niektóre nowoczesne interfejsy pozwalają na jeszcze większe wartości, choć to już raczej ciekawostka niż realny standard. W codziennych zastosowaniach, nawet profesjonalnych, rzadko wykorzystuje się maksimum możliwości sprzętu, ale dobrze wiedzieć, że takie opcje istnieją – szczególnie gdy trafisz na klienta, który oczekuje wszystkiego co najlepsze. Ogólnie rzecz biorąc, odpowiedź 384 kHz to taki „pełen wypas”, jeśli chodzi o próbkowanie dźwięku.
Wiele osób uważa, że zakresy 48 kHz, 96 kHz czy nawet 192 kHz to maksimum, jakie da się wycisnąć z nowoczesnych interfejsów audio, bo są to wartości bardzo często spotykane w codziennej pracy z dźwiękiem. Jednak branża rozwija się bardzo szybko i coraz częściej na rynku pojawiają się interfejsy, które obsługują próbkowanie aż do 384 kHz. Myślę, że częsty błąd to utożsamianie standardów używanych w studiu (np. 48 kHz w produkcji wideo albo 44,1 kHz na CD) z faktycznymi możliwościami sprzętu – a przecież interfejsy często oferują dużo wyższe wartości, żeby zapewnić rezerwę jakościową, szczególnie w kontekście profesjonalnej rejestracji czy zaawansowanej postprodukcji. Warto pamiętać, że wyższa częstotliwość próbkowania nie zawsze oznacza lepsze brzmienie dla ludzkiego ucha, bo po przekroczeniu pewnej granicy różnice są minimalne lub wręcz niesłyszalne, ale chodzi tu o techniczne możliwości i elastyczność pracy. Osobiście spotkałem się z przekonaniem, że 192 kHz to już „kosmos” i nikt więcej nie potrzebuje, ale coraz więcej interfejsów, szczególnie tych przeznaczonych dla wymagających użytkowników, pozwala na 384 kHz. To nie jest jeszcze nowy standard rynkowy, tylko raczej opcja dla tych, którzy chcą nagrywać w najwyższej możliwej rozdzielczości – np. do archiwizacji materiałów albo eksperymentów dźwiękowych. Takie wartości są już w normach AES i innych organizacji branżowych, choć w praktyce wystarczają mniejsze próbkowania. Chociaż więc 48, 96 i 192 kHz są najbardziej wykorzystywane, to nie odpowiadają współczesnym możliwościom sprzętu na najwyższym poziomie. Sugerowanie się tylko najpopularniejszymi ustawieniami prowadzi do błędnego przekonania o ograniczeniach technologicznych, które w rzeczywistości są znacznie szersze.