Proces masteringu ma kluczowe znaczenie dla końcowego brzmienia utworu – to na tym etapie inżynier dźwięku dba, żeby całość była odpowiednio głośna, spójna i gotowa do dystrybucji na różnych nośnikach. Jednym z podstawowych działań podczas masteringu jest właśnie normalizacja ścieżki audio, czyli dostosowanie poziomu głośności całego materiału do określonych standardów branżowych. Bez tego nagranie mogłoby wypadać zdecydowanie ciszej lub głośniej niż inne utwory na albumie czy playlistach, co nie wygląda profesjonalnie. W praktyce normalizacja pomaga wyrównać dynamikę i daje słuchaczowi lepsze wrażenia. Często korzysta się z normalizacji do wartości szczytowej lub średniej (np. RMS czy LUFS, które są coraz bardziej popularne, zwłaszcza przy masteringu pod platformy streamingowe). Warto pamiętać, że mastering to nie tylko normalizacja – to także korekcja barwy (equalizacja), kompresja czy limitowanie, ale podniesienie i wyrównanie poziomów głośności jest jednym z tych najważniejszych kroków. Sam kiedyś nie doceniałem normalizacji, dopóki nie miałem okazji porównać kilku masterów – różnica była od razu słyszalna, szczególnie w zestawieniu z innymi komercyjnymi utworami. Z mojego doświadczenia wynika, że właściwa normalizacja potrafi uratować projekt, nadając mu profesjonalny charakter zgodny z oczekiwaniami wydawców czy słuchaczy.
Wiele osób myli etapy produkcji audio, co jest całkiem zrozumiałe, bo procesy takie jak montaż, nagrywanie czy wybór ustawień ścieżek wydają się podobne do masteringu – w praktyce jednak każdy z tych etapów ma zupełnie inne zadania i znaczenie. Montowanie ścieżek audio to czynność właściwa dla edycji lub miksowania, nie zaś masteringu. Wtedy właśnie układa się kolejność fragmentów, przycina się je, nakłada efekty – wszystko po to, by przygotować materiał do dalszej obróbki. Mastering natomiast to już końcowy szlif, gdzie nie wprowadza się już dużych zmian w strukturze nagrania. Nagrywanie ścieżki audio w określonym formacie brzmi logicznie, ale jest to typowa czynność realizowana podczas rejestracji dźwięku – wtedy wybiera się parametry jak częstotliwość próbkowania, rozdzielczość czy format pliku (WAV, AIFF itd.). W masteringu rzeczywiście eksportuje się plik do wybranego formatu, lecz sama czynność nagrania nie jest celem tego etapu. Co do wyboru ilości ścieżek dźwiękowych – to kwestia, która pojawia się wcześniej, podczas aranżacji lub miksu, bo mastering zawsze pracuje na sumie miksu, czyli pojedynczym, stereofonicznym pliku audio (albo rzadko – na stemach). Typowym błędem jest tu myślenie, że mastering pozwala jeszcze coś zmienić w aranżu czy liczbie ścieżek, co jest niemożliwe. Dobrym nawykiem jest zapamiętanie, że mastering to etap finalny, skupiający się na głośności, dynamice, spójności barwy i przygotowaniu do publikacji. Moim zdaniem właśnie przez brak rozróżnienia tych etapów wiele nagrań amatorskich brzmi nierówno, bo zamiast skupić się na normalizacji i finalnej obróbce, próbuje się tam jeszcze coś dogrywać lub montować. W branży audio standardem jest trzymanie się ścisłej kolejności działań – najpierw nagrywamy, potem montujemy i miksujemy, a na końcu, już na pojedynczej ścieżce stereo, wykonujemy mastering, w tym normalizację.