Montaż równoległy w edytorze dźwięku polega właśnie na tym, że kilka fragmentów muzycznych odtwarzanych jest jednocześnie, a nie po kolei. Z technicznego punktu widzenia, żeby to osiągnąć, trzeba umieścić te fragmenty na osobnych ścieżkach, startujących od tego samego miejsca na osi czasu projektu. To daje pełną kontrolę nad każdym fragmentem – osobno możesz ustawić głośność, panoramę, efekty i precyzyjnie miksować całość. To standardowa praktyka nie tylko w produkcji muzycznej, ale też w postprodukcji filmowej czy radiowej, gdzie często nakłada się kilka dźwięków naraz: muzykę, efekty, dialogi. Osobne ścieżki to podstawa workflow w takich programach jak Cubase, Pro Tools czy nawet Audacity. Nawet jak się kiedyś pracowało na sprzęcie analogowym, to myślenie ścieżkami już wtedy było istotne – dzisiaj po prostu jest to łatwiejsze i dokładniejsze. Moim zdaniem warto od razu wyrobić sobie nawyk pracy na wielu ścieżkach, bo to bardzo ułatwia późniejszą edycję i oszczędza mnóstwo czasu przy bardziej złożonych projektach. Dzięki temu każdy element miksu masz pod kontrolą i możesz go zmieniać nie wpływając na pozostałe fragmenty. To taki absolutny fundament branżowy – nie znam chyba nikogo, kto profesjonalnie pracuje inaczej.
Wiele osób początkujących wpada w pułapkę myślenia, że montaż dźwięku polega głównie na układaniu fragmentów jeden po drugim na tej samej ścieżce – to podejście sprawdza się jedynie przy montażu sekwencyjnym, gdzie po zakończeniu jednego fragmentu rozpoczyna się kolejny. Jednak w przypadku montażu równoległego takie rozwiązanie jest niewłaściwe, bo nie pozwala na jednoczesne odtwarzanie różnych elementów. Umieszczenie wszystkich fragmentów na jednej ścieżce (niezależnie od chronologii) zawsze powoduje, że gra tylko jeden plik naraz – kolejne po prostu przykrywają siebie lub są odtwarzane jeden za drugim. To zupełnie nie odpowiada idei montażu równoległego, gdzie liczy się efekt nakładania się dźwięków i ich współgranie w tym samym czasie. Takie myślenie bywa skutkiem braku obycia z warstwową strukturą projektów DAW lub zbyt dosłownego traktowania osi czasu. Z mojego doświadczenia wynika, że często wynika to z przyzwyczajenia do pracy na prostych edytorach, gdzie nie ma możliwości tworzenia wielu ścieżek. Tymczasem praktyka branżowa i wszystkie aktualne standardy pracy dźwiękowej jasno wskazują: każda równolegle brzmiąca partia powinna mieć swoją ścieżkę. To daje elastyczność, pozwala na precyzyjną edycję, a przede wszystkim gwarantuje swobodę twórczą. Warto przełamać nawyk liniowego myślenia o dźwięku – dzięki pracy na wielu ścieżkach można miksować, automatyzować, nakładać efekty czy wyciszać dowolny element bez wpływu na resztę projektu. To absolutna podstawa w nowoczesnej postprodukcji, a brak tej umiejętności mocno ogranicza możliwości zarówno techniczne, jak i artystyczne.