Zamiana tekstów na krzywe to taki naprawdę podstawowy zabieg przy przygotowywaniu plików do druku. Główny sens tego działania polega na tym, że każda litera zostaje przekształcona w niezależny obiekt wektorowy – coś jakby rysunek, a nie tekst. Dzięki temu drukarnia nie musi mieć zainstalowanej tej samej czcionki, którą użyłeś w projekcie. Teksty nie rozjadą się, nie zmienią kroju ani nie pojawią się dziwne znaki, co niestety bywa dość częstym problemem, jeśli takiej konwersji się nie zrobi. Pracując z vektorami, zachowujesz pełną ostrość i skalowalność liter, więc nawet przy wydruku wielkoformatowym wszystko będzie ostre jak brzytwa. U mnie w pracy zawsze mówi się, że bez zamiany tekstu na krzywe nie ma co liczyć na poprawny wydruk, bo ryzyko jest za duże. No i jeszcze taka ciekawostka – po zamianie na krzywe, tekst traci funkcję edytowalności, więc poprawki trzeba robić wcześniej. To już taka branżowa oczywistość, ale warto o tym pamiętać, żeby uniknąć niepotrzebnych nerwów. W sumie to jedna z tych rzeczy, które odróżniają profesjonalistów od ludzi mniej doświadczonych. Dobra praktyka, od której nie ma wyjątków przy plikach do druku.
W kontekście przygotowania pliku do druku, często pojawia się pokusa, by sięgnąć po techniki takie jak rasteryzacja, morphing czy digitalizacja – brzmią one całkiem fachowo, ale niestety nie rozwiązują podstawowego problemu ze zgodnością fontów. Rasteryzacja sprowadza tekst do bitmapy, czyli obrazu, co kompletnie kasuje jego wektorowość. Efekt? Przy powiększaniu na dużych formatach, jak billboard czy baner, litery będą rozmazane, nieostre i mogą pojawić się nieestetyczne piksele. Takie rozwiązania są raczej stosowane, gdy nie mamy wyjścia, a nie jako standard. Morphing natomiast, mimo że fajnie brzmi w teorii i kojarzy się z efektami animacyjnymi, nie ma żadnego zastosowania przy zabezpieczaniu tekstów do druku – to technika do płynnego przechodzenia jednych kształtów w inne, wykorzystywana raczej w animacjach czy zabawie z literkami, a nie w prepressie. Digitalizacja odnosi się bardziej do zamiany obrazu analogowego (na przykład skanowania rysunku) na cyfrowy, więc nie rozwiąże problemu fontów w pliku wektorowym. Moim zdaniem mylenie tych pojęć bierze się z tego, że dużo osób utożsamia konwersję z "przerabianiem" w ogóle, bez sprawdzenia, jakie są faktyczne potrzeby procesu poligraficznego. W praktyce dobra współpraca z drukarnią opiera się właśnie na stosowaniu sprawdzonych, standardowych rozwiązań, czyli konwersji tekstu na krzywe. To nie jest żadna fanaberia, tylko realny wymóg, który eliminuje błędy wydruku i nieporozumienia na linii grafik–drukarnia. Z mojego doświadczenia – każde inne podejście po prostu zwiększa szansę na reklamacje, a tego nikt nie lubi.