Metoda kitowania to chyba jedna z najbardziej podstawowych, a jednocześnie bardzo skutecznych technik naprawczych przy konserwacji kamienia, zwłaszcza jeśli chodzi o drobne ubytki czy spękania w elementach architektonicznych lub rzeźbach. Chodzi tutaj głównie o wypełnianie niewielkich dziurek, szczelin albo mikropęknięć specjalnie dobraną masą – kitem – który pod względem koloru, twardości i zachowania powinien jak najlepiej imitować oryginał. W praktyce najczęściej używa się kitów mineralnych lub syntetycznych, czasem z dodatkiem pigmentów, żeby dało się idealnie dobrać odcień do otaczającego kamienia. To jest ważne także z estetycznego punktu widzenia, bo przecież zależy nam, żeby naprawa była jak najmniej widoczna. Moim zdaniem kitowanie gwarantuje też, że naprawiony fragment nie będzie się różnił od reszty jeśli chodzi o odporność na warunki atmosferyczne. Standardy konserwatorskie, choćby te zalecane przez ICOMOS czy polskie KONSERWACJA 2011, wyraźnie wskazują kitowanie jako pierwszą metodę na naprawę mniejszych uszkodzeń, zanim sięgniemy po bardziej inwazyjne środki. W codziennej praktyce często widzi się, że dobrze wykonane kitowanie przedłuża życie np. detali fasad, schodów czy cokołów, bez potrzeby ich wymiany. Z mojego doświadczenia wynika, że kitowanie jest nie tylko skuteczne, ale i ekonomiczne, a dobrze dobrany i zaaplikowany kit to gwarancja, że zabytkowy kamień przez lata będzie wyglądał schludnie i solidnie.
W praktyce konserwatorskiej nie każda metoda, która wydaje się odpowiednia do naprawy kamienia, faktycznie sprawdzi się przy drobnych ubytkach i spękaniach. Flekowanie, choć bywa stosowane przy uzupełnianiu większych fragmentów, opiera się na wklejaniu odpowiednio dobranych kawałków kamienia, tzw. fleków, w miejsce utraconych części. Ta technika jest raczej zarezerwowana dla większych uszkodzeń niż mikroubytki, bo wymaga znacznej ingerencji w oryginalną substancję oraz precyzyjnego dopasowania nowego materiału. Wielu początkujących konserwatorów myli flekowanie z kitowaniem, sądząc, że każda naprawa to wklejanie czegoś nowego – to nie jest prawda, bo przy drobnych spękaniach zależy nam na minimalnej ingerencji. Szlamowanie z kolei polega na pokrywaniu powierzchni cienką warstwą płynnej zaprawy (szlamu), co pozwala czasami zniwelować drobne nierówności czy poprawić szczelność, ale nie rozwiązuje problemu głębszych ubytków czy pęknięć. Co więcej, szlamowanie bywa rozwiązaniem tymczasowym i raczej stosuje się je jako zabieg wykończeniowy lub ochronny, a nie stricte naprawczy. Torkretowanie zaś to już zupełnie inna bajka – to metoda natrysku specjalnej, półsuchej mieszanki cementowej pod wysokim ciśnieniem, używana głównie do napraw konstrukcyjnych, wzmacniania dużych powierzchni lub rekonstrukcji betonowych elementów. Torkretowanie nie sprawdza się przy delikatnych zabytkach, bo nadmiar ciśnienia i materiału mógłby zniszczyć detale i spowodować nieodwracalne szkody. Wybierając nieodpowiednią metodę można naruszyć autentyczność materiału, a czasami nawet pogorszyć stan elementu. Typowym błędem jest przekonanie, że każda ubytek w kamieniu należy zalać lub „zaflekować”, a to się po prostu nie sprawdza w praktyce konserwatorskiej. Kluczowe jest dobranie metody do skali uszkodzenia i charakteru obiektu – kitowanie zostawia najmniejszy ślad, jest zgodne z zasadą minimalnej ingerencji i pozwala zachować oryginalność dzieła.