To właśnie cztery punkty zakotwienia są wymagane dla elementów kamiennych o powierzchni większej niż 0,6 m², jeśli montujemy je metodą na pełną zalewkę. Wynika to przede wszystkim z bezpieczeństwa użytkowania oraz stabilności takich ciężkich i dużych płyt. Takie rozwiązanie jest zgodne zarówno z polskimi normami (np. PN-B-11101), jak i wytycznymi praktycznymi doświadczonych wykonawców. Z mojego punktu widzenia cztery punkty kotwiące rozmieszczone w narożnikach dają najlepszą sztywność, eliminując ryzyko odkształceń czy niekontrolowanego oderwania się płyty od podłoża. Sam miałem okazję widzieć efekty zbyt oszczędnego kotwienia – czasem nawet jedna czy dwie kotwy nie wystarczyły i po latach pojawiały się rysy, odspojenia, a nawet groźne dla ludzi odpadanie fragmentów. Wsporniki i kotwy nie tylko przenoszą ciężar kamienia, ale też zabezpieczają przed ssaniem wiatru czy drganiami konstrukcji. Z praktyki wynika, że przy dużych płytach (np. elewacje z piaskowca, granitu) cztery punkty to po prostu złoty środek między kosztami a bezpieczeństwem. Lepiej nie iść na skróty, bo konsekwencje mogą być naprawdę poważne. Warto pamiętać, że poprawne zakotwienie to nie tylko wymóg techniczny, ale też dowód profesjonalizmu wykonawcy.
Często można się spotkać z przekonaniem, że wystarczy zastosować jeden, dwa czy nawet trzy punkty kotwienia przy osadzaniu dużych płyt kamiennych. Takie podejścia mają jednak poważne ograniczenia techniczne. W praktyce jedna czy dwie kotwy mogą nie zapewnić wystarczającej stabilności i bezpieczeństwa, zwłaszcza przy większych powierzchniach powyżej 0,6 m². Zbyt mała liczba zakotwień prowadzi do nierównomiernego rozkładu sił, co w efekcie może skutkować pojawianiem się pęknięć, odspojeniami, a nawet odpadaniem całych fragmentów elewacji czy okładziny. To dość częsty błąd na budowie, kiedy ktoś chce zaoszczędzić na materiałach lub pracy, nie uwzględniając późniejszych kosztów napraw czy zagrożenia dla bezpieczeństwa ludzi. Trzy punkty kotwienia to również za mało, bo nie gwarantują one pełnej statyki – element wciąż może się przekręcać lub pracować pod wpływem wiatru, drgań czy zmian temperatury. Moim zdaniem, rzetelne stosowanie się do norm, takich jak PN-B-11101, i wytycznych producentów zamocowań jest absolutnie kluczowe. W budownictwie nie chodzi tylko o to, żeby coś się "trzymało", ale żeby pozostało trwałe i bezpieczne przez lata. Błędne wyobrażenia o oszczędzaniu na kotwach wynikają często z braku doświadczenia albo podstawowej wiedzy technicznej. Dlatego cztery zakotwienia to nie jest przypadkowa liczba – to konkretna konsekwencja praw fizyki i wymagań bezpieczeństwa branżowego. Żadne kompromisy tutaj nie wchodzą w grę, bo konsekwencje mogą być naprawdę poważne.