Gładź wykonywana z drobnoziarnistej zaprawy cementowej, którą zaciera się stalową packą i jednocześnie posypuje suchym cementem, jest charakterystyczną warstwą wierzchnią tynku wypalanego. Takie rozwiązanie pozwala uzyskać bardzo twardą, odporną na ścieranie powierzchnię, co jeszcze dziś docenia się w miejscach narażonych na uszkodzenia mechaniczne czy intensywną eksploatację, choć tynki wypalane powoli znikają z budownictwa mieszkaniowego na rzecz innych technologii. W praktyce często spotykało się je w klatkach schodowych starych bloków lub w piwnicach, gdzie liczyła się trwałość i łatwość czyszczenia. Standardy tradycyjnego tynku trójwarstwowego jasno wyodrębniają tynk wypalany jako ten, w którym na warstwę narzutu i obrzutki nakłada się warstwę gładzi z drobnoziarnistej zaprawy, a następnie zaciera z posypką cementową. Z mojego punktu widzenia to naprawdę solidne rozwiązanie, choć wymaga trochę wprawy przy zacieraniu – nie każdemu wyjdzie równo bez doświadczenia. Warto pamiętać, że technika „wypalania” polega tu na wiązaniu cementu poprzez kontakt z wodą zawartą w zacieranej zaprawie, dzięki czemu uzyskuje się twardą, niemal szklaną powłokę. Dobrze to znać, bo czasem jeszcze inwestorzy pytają o takie technologie w remontach zabytkowych budynków.
Wybierając odpowiedź inną niż tynk wypalany, można się łatwo pogubić w nazewnictwie tradycyjnych tynków trójwarstwowych. Najprościej mówiąc, tynk pospolity to najbardziej typowy, ekonomiczny tynk cementowo-wapienny, gdzie warstwy wykańcza się bez wyszukanych technik, a ostateczna powierzchnia jest raczej porowata i wymaga dodatkowego szlifowania lub malowania, jeśli chcemy uzyskać gładkość. Tynk doborowy to pojęcie spotykane raczej w starych podręcznikach; oznaczał on wyższą jakość tynku, ale nie odnosił się do specyficznej technologii posypywania cementem podczas zacierania. Co ciekawe, czasem doborowy był mylony ze szlachetnym, ale szlachetny tynk to już zupełnie inna bajka. Tynki szlachetne stosuje się bardziej jako dekoracyjne, na bazie drobnoziarnistych zapraw z dodatkiem kruszyw szlachetnych, pigmentów czy żywic mineralnych; nie wykonuje się ich jednak metodą posypywania cementem podczas zacierania stalową packą. To raczej efekty kolorystyczne i strukturalne są tam celem, nie ekstremalna twardość powierzchni. Wydaje mi się, że częsty błąd polega na utożsamianiu określenia „trójwarstwowy” wyłącznie z tynkiem pospolitym, podczas gdy technika wypalania to osobna, bardzo praktyczna metoda stosowana tam, gdzie liczy się trwałość i łatwość czyszczenia. Również zamienne traktowanie pojęć szlachetny i doborowy prowadzi do nieporozumień – branżowe standardy są tu jasne: wypalany tynk to ten, gdzie warstwa gładzi powstaje dzięki intensywnemu zacieraniu powierzchni posypanej cementem, co nadaje jej typową, nieco szklistą strukturę. W praktyce ta wiedza może się jeszcze przydać na budowie, szczególnie przy renowacjach budynków z lat 60. i 70., bo tam często spotkacie takie wykończenia.