Bicie pasów to jedna z tych czynności, która moim zdaniem naprawdę pokazuje, jak ważna jest precyzja w robotach tynkarskich. W praktyce chodzi tutaj o dokładne wyznaczenie lica przyszłej powierzchni tynku, czyli tej końcowej płaszczyzny, do której wszystko ma być idealnie równe. Stawia się te tzw. pasy (lub inaczej prowadnice tynkarskie), najczęściej z zaprawy, a później do nich równa się całą powierzchnię. To one decydują, gdzie znajdzie się ostateczny „front” tynku. Gdy odwiedzałem różne budowy, zawsze podkreślano, że bez solidnie wybitych pasów cała robota może pójść na marne, bo skończysz z krzywym murem albo falującą ścianą. Dobrze wykonane pasy ułatwiają też kontrolowanie grubości warstwy tynku, a to jest ważne nie tylko ze względu na estetykę, ale też wytrzymałość i trwałość wykończenia. Zgodnie z normami budowlanymi i zaleceniami producentów tynków, bicie pasów to absolutna podstawa i nie powinno się tej czynności omijać. Swoją drogą, zauważyłem, że większość doświadczonych fachowców nigdy nie lekceważy tego etapu – czasem nawet spędzają przy pasach więcej czasu niż przy samej aplikacji tynku, bo wiedzą, że to się po prostu opłaca.
Wyznaczanie lica powierzchni tynku to etap, który często bywa mylony z innymi czynnościami wykonywanymi podczas prac tynkarskich. Wiele osób zakłada, że osadzanie kotew czy wykonanie narzutu również może mieć wpływ na końcowy efekt, ale to nie do końca tak działa. Osadzanie kotew polega głównie na mocowaniu elementów konstrukcyjnych lub montażowych do ścian i nie wiąże się bezpośrednio z ustalaniem równej płaszczyzny tynku. To jest po prostu część prac przygotowawczych, która ma zupełnie inne zastosowanie, głównie związane z montażem np. ram okiennych czy profili. Natomiast wykonanie narzutu to pierwszy roboczy etap nakładania zaprawy tynkarskiej – chodzi tu raczej o pokrycie ściany podkładem, który zapewnia lepszą przyczepność kolejnych warstw, ale nie służy wyznaczaniu dokładnego lica. Równie często spotykam się z przekonaniem, że wykonanie gładzi odpowiada za równość ściany. Moim zdaniem to spore uproszczenie, bo gładź to wykończeniowa warstwa wyrównująca już otynkowaną powierzchnię, a nie element ustalający jej położenie w przestrzeni. Typowym błędem jest tutaj mylenie kolejności oraz funkcji poszczególnych czynności: najpierw wybija się pasy, czyli ustala przyszłe lico, dopiero potem nakłada się tynk i ewentualnie gładzie. W praktyce, tylko bicie pasów daje gwarancję, że cała ściana będzie prosta i zgodna z projektem. Warto pamiętać, że zgodnie z wytycznymi fachowych podręczników oraz wymaganiami norm budowlanych, pominięcie tego etapu może skutkować nierównościami, trudnościami przy dalszych pracach oraz poważnymi problemami z odbiorem końcowym budynku. Jeśli ktoś myśli, że można osiągnąć idealne lico ściany pomijając bicie pasów, to niestety, ale w praktyce to się rzadko udaje – szczególnie przy większych powierzchniach.