Hydrofobizacja to naprawdę kluczowy zabieg, jeśli chodzi o ochronę murów z kamienia nasiąkliwego, które nie mają warstwy tynku. Tak się składa, że kamień, zwłaszcza taki o otwartej strukturze, bardzo łatwo chłonie wodę – a ta w dłuższej perspektywie potrafi narobić niezłego bałaganu. Stosując hydrofobizację, zabezpieczamy powierzchnię przed wnikaniem wody opadowej i wilgoci, ale nie zamykamy całkowicie przepuszczalności dla pary wodnej. To jest super ważne, bo mur musi nadal „oddychać”. Dobre praktyki konserwatorskie – zarówno w polskich przepisach, jak i zaleceniach ICOMOS czy wytycznych Ministerstwa Kultury – wręcz podkreślają, żeby hydrofobizację stosować właśnie do takich materiałów, jak piaskowiec, cegła, czy wapienie. Preparaty hydrofobowe działają na zasadzie impregnacji: penetrują głąb porów kamienia i tworzą na ich ściankach warstwę odpychającą wodę. Z mojego doświadczenia wynika, że najlepiej sprawdzają się środki siloksanowe lub silikonowe, aplikowane metodą natryskową lub pędzlem. Efekt – woda spływa po murze jak po kaczce, a jednocześnie ściana nie łapie wilgoci, co bardzo zmniejsza ryzyko powstawania wykwitów, erozji czy nawet przemarzania materiału. Oczywiście trzeba pamiętać, żeby hydrofobizację powtarzać co kilka lat, bo środki z czasem się wypłukują. W branży budowlanej to już taki standard – lepiej zapobiegać niż potem walczyć z poważnymi zniszczeniami.
Wybór odpowiednich zabiegów konserwatorskich bywa nieoczywisty, bo każdy z nich ma zupełnie inne zastosowanie i cele. Konsolidacja polega na wzmacnianiu struktury materiału, zwłaszcza gdy kamień jest osłabiony, kruchy lub zaczyna się rozsypywać. Stosuje się wtedy specjalne preparaty penetrujące, które mają „skleić” ziarna mineralne i poprawić spoistość kamienia, ale to nie rozwiązuje problemu wnikania wody – zabezpieczenie przed wilgocią to zupełnie inna bajka. Termoiniekcja i elektroiniekcja natomiast to już bardziej specjalistyczne techniki, używane głównie do zwalczania wilgoci podciąganej kapilarnie. Termoiniekcja polega na wprowadzaniu czynników osuszających pod ciśnieniem, często z podgrzewaniem, natomiast elektroiniekcja bazuje na odwracaniu kierunku przepływu wody w murze za pomocą pola elektrycznego – to brzmi nieźle, ale dotyczy głównie ścian zawilgoconych na skutek podciągania wód gruntowych, a nie zabezpieczenia powierzchni przed opadami czy wilgocią atmosferyczną. Typowym błędem jest mylenie zwalczania skutków z zabezpieczaniem przed przyczynami – można osuszać mur w nieskończoność, ale jeśli nie ograniczymy jego nasiąkliwości, problem będzie wracał. Moim zdaniem, właśnie przez brak rozgraniczenia tych działań pojawia się błędne przekonanie, że wystarczy konsolidować lub osuszać mur. Tymczasem dobrą praktyką jest połączenie kilku technik, ale jeśli chodzi o ochronę przed wnikaniem wody w kamień, to tylko hydrofobizacja zapewnia długotrwałe i skuteczne zabezpieczenie, zgodne z wytycznymi konserwatorskimi. A jeszcze warto pamiętać, że wszelkie iniekcje czy konsolidacje nie zapewniają tej ochrony powierzchniowej – pełnią inną funkcję i nie zastąpią impregnacji hydrofobowej.