Nakładanie na fresk żelu z mikroorganizmami to obecnie jedna z najbardziej zaawansowanych i bezpiecznych metod oczyszczania powierzchni malowideł ściennych z krystalicznych nalotów, zwłaszcza tych powstałych z soli rozpuszczalnych w wodzie. Cała sztuczka polega na wykorzystaniu odpowiednio dobranych mikroorganizmów, które żywią się właśnie tymi zanieczyszczeniami, ale nie wpływają negatywnie na pigmenty czy strukturę samego tynku. Dzięki żelowej formie całość działa miejscowo – mikroorganizmy nie rozprzestrzeniają się poza obszar aplikacji, co jest mega istotne przy pracy z cennymi, delikatnymi malowidłami. Moim zdaniem, to świetny przykład, jak nowoczesna biotechnologia wchodzi do konserwacji zabytków i pozwala zminimalizować ryzyko dla oryginalnej warstwy malarskiej. W standardach konserwatorskich (np. ICOMOS czy wytyczne ICCROM) coraz częściej podkreśla się właśnie takie nieinwazyjne metody, bo unikamy tutaj tarcia, namaczania czy użycia agresywnej chemii. W praktyce widziałem, jak mikrobiologiczne żele pozwalają usunąć nawet stare, trudne do rozpuszczenia wykwity, a powierzchnia zostaje praktycznie nienaruszona. Dodatkowo, po zakończonym procesie taki żel łatwo się usuwa i nie wymaga długotrwałego płukania. To, co mnie przekonuje najbardziej, to fakt, że cała ta metoda jest zgodna z zasadą odwracalności działań konserwatorskich i pozwala zachować maksimum oryginalnej materii dzieła.
Wiele osób wybiera rozwiązania, które wydają się naturalne lub intuicyjne, takie jak szczotkowanie czy przecieranie suchą tkaniną, jednak w praktyce mogą one narobić więcej szkody niż pożytku. Szczotka, nawet jeśli jest z naturalnego włosia, może uszkodzić kruche fragmenty farby lub tynku, zwłaszcza jeżeli na powierzchni występują już wykwity solne. Z mojego doświadczenia wynika, że mechaniczne czyszczenie praktycznie zawsze wiąże się z ryzykiem naruszenia oryginalnej warstwy malarskiej – to zupełnie wbrew zasadzie minimalnej ingerencji, którą zaleca większość podręczników z konserwacji zabytków. Spłukiwanie wodą z detergentem brzmi kusząco, bo wydaje się, że woda rozpuści nalot, ale niestety to przynosi odwrotny efekt: wilgoć może aktywować sole i spowodować ich migrację głębiej w tynk lub nawet wywołać kolejne krystalizacje tuż pod powierzchnią. Detergenty zaś mogą wejść w reakcje z pigmentami i trwale zmienić wygląd fresku. Przecieranie suchą tkaniną jest dość łagodne, ale niestety mało skuteczne – krystaliczne naloty są twarde i mocno przyczepione do podłoża, więc taka metoda działa może i na kurz, ale na pewno nie na głębokie wykwity. Kluczowe jest tu zrozumienie, że metody mechaniczne i chemiczne często naruszają zasady nowoczesnej konserwacji, które skupiają się na ochronie i długoterminowym zachowaniu oryginału. Moim zdaniem, myślenie, że "więcej szorowania" lub "więcej wody" coś poprawi, bierze się z dawnych praktyk, które dziś uznaje się za przestarzałe i ryzykowne. Współczesna konserwacja idzie zdecydowanie w stronę metod biologicznych i selektywnych, minimalizujących jakiekolwiek ryzyko dla dzieła.