Właśnie tak powinno się to robić – osadzanie płyt kamiennych na ścianie zaczynamy od dołu do góry, a najlepiej od narożników w stronę środka rzędu. Wynika to z kilku powodów, które pojawiają się na budowie niemal za każdym razem. Po pierwsze, zaczynając od dołu zapewniamy stabilne podparcie dla wszystkich wyższych płyt, bo ciężar przenosi się stopniowo na niższe elementy i całość jest mniej narażona na osuwanie się czy pękanie spoin. Z mojego doświadczenia wynika, że start od narożnika ułatwia ustawienie pionu oraz trzymanie linii, a przecież nawet małe odchyłki w kamieniu od razu rzucają się w oczy. Często stosuje się specjalne listwy lub kątowniki prowadzące, które pomagają zachować geometrię całej okładziny. Warto wiedzieć, że właśnie tak podają normy wykonawcze, np. PN-EN 1469, która reguluje montaż płyt okładzinowych. Branżowe standardy mówią wyraźnie: od narożników – bo tam łatwo o błędy i trzeba dokładności, a w razie potrzeby drobne docinki łatwiej zamaskować bliżej środka ściany niż gdzieś na rogu, gdzie wszystko widać. Praktyka pokazuje, że dzięki temu unikamy też nieestetycznych różnic w szerokości spoin. Ostatecznie, ta metoda daje największą kontrolę nad równomiernym rozkładem płyt i zapewnia solidny efekt końcowy, co jest szczególnie ważne np. przy elewacjach reprezentacyjnych albo wewnętrznych ścianach z marmuru.
Często można spotkać się z przekonaniem, że montaż płyt kamiennych można zaczynać praktycznie dowolnie – od góry, od środka, nawet bez specjalnego zwracania uwagi na kolejność. Niestety, to myślenie prowadzi do sporych problemów podczas prac wykończeniowych. Gdyby ktoś zaczął montować płyty od góry do dołu, pojawia się ryzyko osuwania się elementów pod własnym ciężarem, co szczególnie przy większych formatach płyt kończy się pękaniem spoin albo nawet wysuwaniem się okładziny. Trudno jest także o precyzyjne spasowanie krawędzi dolnej, bo nie ma stabilnego oparcia jak przy układaniu od dołu. Podobnie, rozpoczynanie od środka rzędu i przesuwanie się w stronę narożników wydaje się na pierwszy rzut oka wygodne, ale w praktyce prowadzi do nierównych docinek przy krawędziach, co bardzo psuje efekt wizualny. Sam kiedyś widziałem ściany, gdzie płyty przy narożnikach były dziwnie wąskie albo miały poszarpane krawędzie, bo ekipa zaczęła nie od tej strony. Do tego dużo trudniej wtedy utrzymać prostą linię fug oraz pion całej okładziny, a każda niedokładność w narożniku bije po oczach. Nie bez powodu w normach takich jak PN-EN 1469 i w większości podręczników branżowych zaleca się właśnie metodę od dołu do góry i od narożników ku środkowi. Takie podejście daje możliwość lepszego rozłożenia docinek – środek ściany pozwala na ich zamaskowanie, a całość jest solidnie podparta i stabilna. Typowy błąd myślowy wynika z przełożenia rozwiązań znanych np. z układania paneli czy glazury, gdzie czasem zaczyna się od środka dla symetrii, jednak w przypadku ciężkich płyt kamiennych liczy się przede wszystkim bezpieczeństwo konstrukcyjne i logiczna kolejność prac, nie zaś estetyka na pierwszym miejscu. Prawidłowa kolejność to efekt wieloletnich doświadczeń – po prostu sprawdza się najlepiej, zarówno pod kątem technicznym, jak i końcowego wyglądu.