Właściwe układanie płyt kamiennych na ścianie zawsze zaczyna się od dolnej warstwy oraz od narożników do środka rzędu. To nie jest kwestia wygody, tylko technicznych zasad i stabilności całej okładziny. Dlaczego tak się robi? Otóż dolna warstwa stanowi podstawę dla pozostałych, a dzięki rozpoczynaniu od narożników łatwiej utrzymać kąty proste i zachować właściwą linię spoin. Zresztą, jak się kiedyś robiło z cegłami czy kafelkami, to wszyscy fachowcy powtarzają, że jeśli ruszysz od środka, to na końcu mogą ci nie wyjść wymiary przy krawędzi. Narożniki są kluczowe, bo tam najbardziej widać wszelkie przesunięcia czy krzywizny. Dobrą praktyką jest też sprawdzanie poziomicy po każdym rzędzie – nawet minimalne odchylenie na początku prowadzi do dużych błędów wyżej. Takie zasady są nawet zapisane w normach branżowych, np. PN-EN 12057 czy wytycznych ITB, gdzie podkreśla się rolę zachowania kolejności robót oraz prawidłowego rozkładu dylatacji i spoin. Praktyka pokazuje, że tylko stopniowe układanie płyt od dołu i od naroży pozwala uniknąć problemów typu "klinowanie" czy pękanie. Dodatkowo, takie działanie ułatwia późniejsze docinanie płyt – wszelkie „resztki” wychodzą w niewidocznych miejscach. Moim zdaniem, to jeden z tych detali, który odróżnia porządną robotę od fuszerki, a klient zadowolony będzie na lata.
Wiele osób podchodzi do montażu płyt kamiennych myśląc, że można zacząć od środka ściany albo nawet od górnej krawędzi. Niestety, takie podejście rodzi sporo problemów praktycznych. Układanie od środka rzędu pociąga za sobą ryzyko powstawania nierównych spoin przy narożnikach i utrudnia właściwe rozplanowanie docinek na krawędziach. Szczególnie w przypadku kamienia, gdzie płyty są ciężkie, istotne jest, by opierać każdą kolejną warstwę na tej już ułożonej poniżej – to zapewnia stabilność i bezpieczeństwo konstrukcji. Montaż od góry to już w ogóle zupełne nieporozumienie, bo nie ma się o co oprzeć – każda płyta mogłaby zsunąć się pod własnym ciężarem, nawet jeśli stosować specjalne wsporniki czy kleje. Poza tym, zaczynanie od góry uniemożliwia precyzyjne ustawienie dolnej linii płyt, co widać nawet po latach w postaci rozchodzących się spoin czy wypukłości na elewacji. Często spotykam się z opinią, że od środka łatwiej rozplanować najbardziej widoczne płyty, ale doświadczenie pokazuje, że to tylko pozorna korzyść – na narożnikach i tak trzeba robić docinki, które są potem bardzo widoczne. W branżowych normach, jak PN-EN 12057 czy nawet w instrukcjach ITB, jasno podkreśla się konieczność rozpoczynania prac od dolnych partii i od narożników, by zapewnić ciągłość spoin, stabilność płyty oraz estetykę wykończenia. Takie błędy w kolejności układania mogą skutkować nie tylko problemami wizualnymi, ale też poważnymi usterkami technicznymi, które kosztują dużo więcej niż poprawne wykonanie od samego początku. Moim zdaniem, zawsze warto trzymać się sprawdzonych metod i nie kombinować na własną rękę, bo później naprawa jest droższa i bardziej kłopotliwa niż prawidłowe wykonanie.