Stiuki to bardzo wrażliwe i dekoracyjne powierzchnie, dlatego ich restauracja wymaga naprawdę dużej ostrożności. Na początku najważniejsze jest właśnie staranne oczyszczenie, ale nie można używać agresywnych środków chemicznych czy rozpuszczalników, bo to grozi uszkodzeniem struktury i utratą detali. Dlatego woda z dodatkiem łagodnego środka piorącego jest od lat uznawana za najlepsze i najbezpieczniejsze rozwiązanie. W praktyce korzysta się najczęściej z roztworów mydeł neutralnych lub dedykowanych preparatów dla konserwatorów, które nie wchodzą w reakcję z gipsem czy wapnem w stiuku. Sama czynność polega albo na delikatnym przemywaniu miękką gąbką, albo przecieraniu wilgotnymi ściereczkami, czasem nawet z użyciem patyczków kosmetycznych w trudniej dostępnych miejscach. Takie podejście ogranicza ryzyko powstawania smug i nie narusza oryginalnej warstwy artystycznej. Z mojego doświadczenia wynika, że nawet najlepsi konserwatorzy najpierw testują wybrany środek na bardzo małym, niewidocznym fragmencie powierzchni. To taka dobra praktyka branżowa, która pozwala uniknąć niemiłych niespodzianek. Dodatkowo, zgodnie z wytycznymi np. Narodowego Instytutu Dziedzictwa, unikanie agresywnych chemikaliów to absolutna podstawa przy jakichkolwiek pracach nad zabytkami. Woda z łagodnym detergentem pozwala skutecznie usunąć kurz, tłuszcz czy lekkie zabrudzenia, nie powodując przy tym utraty autentyczności powierzchni. Moim zdaniem, bezpieczne i delikatne czyszczenie to klucz do sukcesu w konserwacji stiuku, a ta metoda jest po prostu najbardziej uniwersalna.
Wybierając metodę czyszczenia stiuku, trzeba naprawdę dobrze rozumieć jego specyfikę materiałową. Tu nietrudno o błędne założenia, że silne środki chemiczne czy rozpuszczalniki będą skuteczne, bo poradzą sobie z brudem. Jednak w praktyce takie podejście prowadzi niemal zawsze do poważnych uszkodzeń – zarówno w strukturze, jak i barwie stiuku. Wodorotlenek wapnia choć używany w niektórych pracach konserwatorskich (np. do impregnacji lub odsalania murów), jest absolutnie nieodpowiedni do oczyszczania powierzchni stiukowych, bo jego silnie alkaliczny odczyn może powodować degradację powierzchni i nieodwracalne reakcje chemiczne z materiałami organicznymi lub pigmentami. Metylosilikonian sodu z kolei to środek używany głównie do impregnacji i hydrofobizacji, nie do czyszczenia – jego zastosowanie na początku restauracji mogłoby sprawić, że brud wręcz zostanie zamknięty pod warstwą ochronną i niemożliwy do późniejszego usunięcia. Benzyna i terpentyna są rozpuszczalnikami, które czasami stosuje się do usuwania bardzo specyficznych zabrudzeń, na przykład starych warstw wosków czy niektórych klejów, ale generalnie są za silne i mogą rozpuścić spoiwo lub pigmenty, a także wniknąć w głąb porowatej struktury stiuku, powodując trwałe przebarwienia lub osłabienie całości. Często spotykam się z przekonaniem, że szybkie i mocne środki dadzą lepszy efekt – to typowy błąd, zwłaszcza u osób początkujących. Tymczasem w konserwacji zabytkowych stiuków kluczowa jest delikatność i minimalna ingerencja. Wszystkie wymienione powyżej opcje są sprzeczne z dobrymi praktykami konserwatorskimi oraz zaleceniami Narodowego Instytutu Dziedzictwa czy Międzynarodowej Rady Ochrony Zabytków ICOMOS. Najlepiej sprawdza się po prostu woda z łagodnym, neutralnym detergentem – taki sposób umożliwia kontrolowane i równomierne oczyszczenie powierzchni bez ryzyka utraty autentyczności i detali historycznych. Warto zapamiętać, że przy restauracji zabytków zawsze należy zaczynać od najmniej inwazyjnych metod, nawet jeśli na pierwszy rzut oka mogą wydawać się zbyt delikatne.