Właściwie, jeśli podczas próby ostrym narzędziem gładź lub cienka warstwa tynku osypuje się i pojawiają się wyraźne rysy, oznacza to, że ta warstwa jest po prostu zbyt słaba i nie spełnia swojej roli ochronnej oraz estetycznej. Usuwanie tylko tej wierzchniej, niespoistej warstwy i ponowne wykonanie gładzi to najbardziej sensowne i praktyczne podejście, z którym spotkasz się na każdej budowie. Takie działanie jest zalecane w normach branżowych, np. PN-B-10100, gdzie wyraźnie mówi się o konieczności usunięcia elementów nieprzylegających do podłoża. Moim zdaniem, nie ma sensu robić gruntownego remontu całego tynku, jeśli nośna warstwa pod spodem jest w dobrym stanie – szkoda czasu i pieniędzy. W praktyce często widziałem, jak ekipy próbowały łatać takie powierzchnie samym przemalowaniem albo przecierką. Efekt? Po paru miesiącach wszystko znów się sypało. Najlepsze rezultaty osiąga się przez mechaniczne usunięcie tej słabej warstwy, staranne oczyszczenie podłoża, ewentualne zagruntowanie, a następnie nałożenie nowej gładzi. Proste, szybkie, skuteczne – i zgodne z zasadą, żeby naprawiać tylko to, co naprawdę wymaga interwencji. No i ważne: nie bój się wycinać tylko tej części, która jest zniszczona – dokładność się opłaca.
W sytuacji, gdy wierzchnia warstwa tynku (często gładź) jest słaba, osypuje się i powstają rysy podczas prób mechanicznych, bardzo często spotykam się z nieporozumieniami co do właściwej metody naprawy. Wiele osób sądzi, że wystarczy przemalować taką powierzchnię gęstym zaczynem cementowym, ale to rozwiązanie zupełnie nie eliminuje przyczyny problemu – słabej przyczepności i braku spoistości podłoża. Taki zabieg może wręcz pogorszyć sprawę, bo nowo nałożony materiał nie zwiąże się dobrze ze zniszczoną warstwą, co prowadzi do dalszego odpadania w przyszłości. Z kolei wykonanie przecierki z tłustej zaprawy wapiennej również nie rozwiązuje problemu – tłusta zaprawa może poprawić wygląd na chwilę, lecz nadal pozostaje na niestabilnym, kruchym podłożu. W praktyce, takie doraźne naprawy są typowe dla osób, które myślą, że sam wierzch wystarczy zamaskować, ale efekty są krótkotrwałe. Usuwanie całego tynku z podłoża i kładzenie wszystkiego od nowa to z kolei nadmiernie radykalne podejście i często niepotrzebne – jeśli główna, nośna część tynku jest zdrowa, nie ma sensu burzyć całej ściany, bo to strata czasu, pieniędzy i materiałów. Częstym błędem jest też mylenie powierzchniowych uszkodzeń z głębokimi wadami całego tynku. Właściwe postępowanie polega na usunięciu tej tylko słabej warstwy i jej odtworzeniu, bo właśnie w ten sposób przywraca się zarówno estetykę jak i trwałość bez zbędnych kosztów. Takie podejście jest zgodne z technologiami naprawy i konserwacji tynków opisanymi w literaturze branżowej oraz zaleceniami producentów materiałów wykończeniowych. W skrócie – nie każda naprawa wymaga drastycznych działań, ale też nie da się naprawić poważnych usterek samym malowaniem czy przecierką.