Dokładnie tak – w technice malowania klejowego, stosowanej na sufitach i ścianach wewnętrznych, powierzchnię najczęściej maluje się właśnie dwukrotnie. To się sprawdza zarówno w praktyce, jak i w zaleceniach większości podręczników branżowych czy instrukcji producentów farb klejowych. Pierwsza warstwa – tzw. gruntująca – ma na celu wyrównać chłonność podłoża i pozwolić farbie lepiej się związać z powierzchnią. Druga warstwa zapewnia pełne krycie i daje jednolity, estetyczny rezultat. Gdyby malować tylko raz, efekt byłby słaby – prześwity, nierówności, a sama farba mogłaby się łuszczyć. Natomiast kolejne powłoki, czyli trzecia czy czwarta, to już raczej strata materiału i czasu – nie poprawią znacząco wyglądu, a mogą nawet spowodować łuszczenie się lub pękanie powłoki. Zwracam uwagę, że to dwukrotne malowanie jest takim złotym środkiem – praktyczne, ekonomiczne i zgodne z normami. Z mojego doświadczenia wynika, że właśnie dwa razy daje najbardziej przewidywalny efekt, nawet jeśli wydaje się, że można by raz. Dobrze jest też między warstwami poczekać odpowiednio długo na wyschnięcie, żeby wszystko się ładnie związało. Często spotykam się na budowie z próbami „oszczędzania” i malowania tylko jednej warstwy, ale niestety potem są reklamacje. Warto więc od razu robić to poprawnie – dwukrotnie i zgodnie z zasadami sztuki malarskiej. Przy technice klejowej ta zasada sprawdza się idealnie.
Malowanie techniką klejową wymaga znajomości specyfiki zarówno farb, jak i podłoża, na którym pracujemy. Wybór liczby warstw nie jest przypadkowy, tylko wynika z właściwości farb klejowych i oczekiwanego efektu końcowego. Wbrew pozorom jednokrotne pokrycie powierzchni farbą klejową nie daje pełnego krycia i nie zabezpiecza wystarczająco podłoża – nawet na dobrze przygotowanych sufitach. Farby klejowe są dość „lekkie”, wchłaniają się nierówno, a często już po wyschnięciu okazuje się, że miejscami widać przebarwienia, plamy czy nierówności. W praktyce, jeśli ktoś maluje jedną warstwę, to przeważnie musi poprawiać, bo efekt jest nieestetyczny i nietrwały. Z kolei nakładanie trzech czy czterech warstw bywa przesadą. Oczywiście, można pomyśleć, że im więcej warstw, tym lepiej, ale to wcale nie przekłada się na jakość. W rzeczywistości nadmiar powłok prowadzi do przeciążenia powierzchni, powłoka może się łuszczyć, pękać lub tworzyć nieładne zacieki. Dobre praktyki branżowe i większość instrukcji technologicznych podaje, że optymalne – zarówno ze względów ekonomicznych, jak i technicznych – jest nałożenie dwóch warstw. Z mojego doświadczenia wynika, że wiele osób wpada w pułapkę „malowania na zapas”, przez co niepotrzebnie zużywa się farbę i czas bez wymiernych korzyści. Częstym błędem jest też przekonanie, że jedna gruba warstwa zastąpi dwie cieńsze – niestety tak nie jest, bo farba nie zdąży dobrze wyschnąć i może się marszczyć. Podsumowując, to właśnie dwukrotne malowanie zapewnia najlepszy kompromis między jakością a wydajnością. Wszystkie inne warianty nie spełniają wymagań profesjonalnych technik malarskich.