Poprawna odpowiedź wskazuje na zestaw parametrów, które w praktyce instalacji DVB-T/DVB-T2 uważa się za typowe i bezpieczne dla gniazda abonenckiego. Poziom sygnału 55 dBµV mieści się w zalecanym przedziale dla telewizji naziemnej, który według zaleceń branżowych i norm (m.in. PN-EN 50083, wytyczne operatorów) zwykle wynosi około 47–74 dBµV na gnieździe. Taki poziom jest wystarczająco wysoki, żeby tuner telewizyjny pracował stabilnie, ale jednocześnie na tyle niski, że nie powoduje przesterowania wejścia odbiornika. Z mojego doświadczenia, zakres 55–70 dBµV w mieszkaniu to taki „złoty środek” – jest zapas, a jednocześnie wszystko chodzi spokojnie, bez cudów. Drugi parametr, MER = 28 dB, jest jeszcze ważniejszy dla jakości odbioru cyfrowego. MER (Modulation Error Ratio) opisuje jakość modulacji, czyli jak bardzo sygnał jest zniekształcony przez szumy, zakłócenia, odbicia. Dla stabilnej pracy DVB-T przy modulacji 64-QAM przyjmuje się, że minimalne MER to około 24–25 dB, ale w praktyce instalacyjnej celuje się raczej w wartości powyżej 26–27 dB, żeby mieć zapas na zmiany warunków, starzenie się elementów, wahania propagacji. MER 28 dB oznacza więc, że sygnał jest „czysty”, z dobrym odstępem od zakłóceń, i odbiornik ma komfortową sytuację do dekodowania strumienia. W praktyce pomiarowej instalator podchodzi do gniazda, podpina miernik i patrzy nie tylko na sam poziom dBµV, ale właśnie na MER oraz BER (błędy bitowe). Taki zestaw jak 55 dBµV i MER 28 dB praktycznie zawsze przekłada się na stabilny obraz bez pikselizacji, zawieszania czy zaników przy byle zmianie warunków. Moim zdaniem to też przykład poprawnie zbilansowanej instalacji: antena, wzmacniacze i tłumiki są dobrane tak, żeby w gniazdach końcowych uzyskać optymalne, a nie rekordowe parametry. Przy projektowaniu i serwisie instalacji warto pamiętać, że nie „im więcej, tym lepiej”, tylko „w normie i z zapasem jakości”.
W instalacjach telewizji naziemnej bardzo łatwo skupić się tylko na jednym parametrze, najczęściej na poziomie sygnału w dBµV, i pominąć jakość sygnału opisywaną przez MER czy BER. To jest chyba najczęstszy błąd myślowy: skoro poziom jest, miernik coś pokazuje, to przecież powinno działać. Niestety w DVB-T/DVB-T2 to tak nie działa. Sygnał cyfrowy ma tak zwany efekt „klifu” – do pewnego progu działa bardzo dobrze, a po przekroczeniu krytycznych wartości nagle przestaje się dekodować, mimo że poziom w dBµV może wydawać się zupełnie sensowny. Zbyt niski poziom, rzędu 30 dBµV, jest po prostu poniżej czułości większości tunerów. Odbiornik może teoretycznie coś „widzieć”, ale w praktyce pojawią się ciągłe zaniki, brak locka, pikselizacja. Nawet gdyby MER był przyzwoity, to przy takim poziomie sygnału margines jest tak mały, że każdy dodatkowy tłumik, dłuższy kabel czy gorsze złącze powoduje całkowitą utratę odbioru. Z drugiej strony bardzo wysoki poziom, na przykład 95 dBµV, wygląda na pierwszy rzut oka imponująco, ale w tunerach i wzmacniaczach może powodować przesterowanie. Wtedy pojawia się intermodulacja, zniekształcenia nieliniowe, rośnie BER, a MER w rzeczywistości spada, chociaż sam miernik poziomu może nadal pokazywać „ładne” wartości dBµV. To taki paradoks: sygnał jest silny, ale bezużyteczny. Druga pułapka to lekceważenie wartości MER. Jeżeli MER spada do poziomu około 10–20 dB, jak w niektórych konfiguracjach, to znaczy, że modulacja jest mocno zniekształcona przez szum, odbicia lub zakłócenia z innych nadajników. Tuner cyfrowy może jeszcze chwilami coś dekodować, ale stabilnego odbioru nie będzie. Typowym błędem jest przekonanie, że „byle tuner sobie poradzi”, bo przecież telewizja naziemna „jakoś leci”. Dobre praktyki branżowe mówią wyraźnie: na gnieździe abonenckim poziom musi być w zakresie normy, ale jednocześnie MER powinien mieć zapas kilku dB ponad wartość graniczną dla danej modulacji i kodowania. Dopiero połączenie odpowiedniego poziomu dBµV z wysokim MER daje instalację, która pracuje pewnie, także po kilku latach i przy gorszych warunkach propagacyjnych.