Na zdjęciu widać klasyczne złącze koncentryczne typu F, bardzo charakterystyczne przez swoją prostą, gwintowaną konstrukcję i brak osobnego środkowego pina wtyczki – pinem jest po prostu żyła środkowa kabla koncentrycznego. Złącze F nakręca się na gniazdo z odpowiednim gwintem zewnętrznym, co daje w miarę pewne, mechaniczne połączenie i przyzwoite ekranowanie przy typowych częstotliwościach telewizyjnych i satelitarnych. W praktyce takie złącza spotyka się wszędzie tam, gdzie jest telewizja kablowa, DVB-T, instalacje RTV-SAT, multiswitche, rozgałęźniki, wzmacniacze masztowe czy modemy kablowe DOCSIS. Moim zdaniem to jedno z najbardziej „codziennych” złączy w branży RTV, chociaż na zajęciach częściej pokazuje się BNC, bo ładniej wygląda w katalogu. Złącze F występuje w wersjach na kabel 75 Ω (standardowe kable telewizyjne, np. RG-6, Triset itp.) i jest projektowane do pracy w zakresie od kilkudziesięciu MHz do kilku GHz, co wystarcza do dystrybucji sygnałów satelitarnych (pasmo L ok. 950–2150 MHz) oraz telewizji naziemnej. Dobre praktyki montażowe mówią, żeby przy zarabianiu złącza F bardzo dokładnie przyciąć i ułożyć oplot, nie zostawiać pojedynczych drucików, które mogłyby dotknąć żyły środkowej, oraz stosować złącza kompresyjne lub zaciskane zamiast tanich skręcanych, szczególnie w instalacjach zbiorczych. W normach i zaleceniach branżowych (np. wytyczne do instalacji RTV-SAT zgodne z EN 50083 czy normami budynkowymi) złącze F jest wręcz standardem de facto. W praktyce serwisowej bardzo ważne jest też, żeby nie „przekręcać” złącza przy przykręcaniu do gniazda, bo łatwo ukręcić żyłę lub rozluźnić ekranowanie. Jeśli ktoś pracuje z antenami i telewizją, rozpoznanie złącza F po samym kształcie i gwincie to absolutna podstawa warsztatu.
Na zdjęciu łatwo się pomylić, jeśli kojarzy się tylko ogólnie „okrągłe, metalowe złącze koncentryczne” i nie zwraca uwagi na szczegóły mechaniczne. Wiele osób z rozpędu zaznacza BNC, bo to najczęściej omawiane złącze na lekcjach, albo N, bo kojarzy się z instalacjami antenowymi. Tymczasem każde z tych złączy ma bardzo konkretne cechy konstrukcyjne, które je odróżniają i z punktu widzenia praktyka są nie do pomylenia. Złącze BNC ma zawsze bagnetowy mechanizm blokujący: dwa charakterystyczne „skrzydełka” i gniazdo z rowkami, w które wtyczka się wciska i przekręca o ćwierć obrotu. Na zdjęciu widać wyraźnie zwykły gwint, bez żadnego bagnetu, więc to nie może być BNC. Dodatkowo typowe BNC w wersjach laboratoryjnych i pomiarowych ma wyraźny, cylindryczny korpus, a tutaj mamy prostą nakrętkę nałożoną bezpośrednio na kabel. Złącze N z kolei jest zdecydowanie większe, masywniejsze, projektowane pod większe moce i częstotliwości mikrofalowe w torach 50 Ω. Ma gruby korpus, solidny gwint i wyraźnie oddzielony środkowy pin wtyczki, który nie jest częścią żyły kabla, tylko osobnym elementem metalowym. Na zdjęciu widać złącze dużo mniejsze, typowo „domowe”, stosowane w instalacjach RTV-SAT, więc wizualnie i funkcjonalnie nie pasuje do złącza N. Złącze SMA to zupełnie inna bajka: jest małe, precyzyjne, używane głównie w radiokomunikacji, modułach Wi-Fi, LTE, na płytkach urządzeń radiowych. Ma drobny gwint i bardzo wyraźnie oddzielony środkowy pin, a kabel zazwyczaj dochodzi do korpusu przez tulejkę, nie widać go tak „goło” jak na zdjęciu. Typowy błąd myślowy polega na tym, że ktoś kojarzy: „gwint + koncentryk = SMA albo N”, bo słyszał o nich przy antenach Wi-Fi czy radioliniach, i automatycznie odrzuca F jako „zbyt proste” lub „amatorskie”. Tymczasem w świecie telewizji kablowej, DVB-T i RTV-SAT to właśnie złącze F jest standardem, a jego cechą kluczową jest to, że gwintowana nakrętka jest integralnie związana z kablem, a środkowym stykiem jest sama żyła przewodnika. Zrozumienie tych różnic jest ważne nie tylko na testach, ale też w praktyce: pomylenie typu złącza przy zamawianiu osprzętu, przejściówek czy urządzeń kończy się po prostu brakiem możliwości fizycznego podłączenia lub pogorszeniem parametrów toru wysokiej częstotliwości.