Prawidłowa odpowiedź wynika z samej konstrukcji klasycznego wtyku typu F. Jest to złączka mechaniczna, którą nakręca się na ekran kabla koncentrycznego (oplot + folia), a środkowy przewodnik żyły jest jednocześnie pinem sygnałowym. Jeżeli wtyk F nie został mechanicznie uszkodzony (zgnieciony, pęknięty gwint, wyrobiony stożek, skorodowany środek), to z punktu widzenia elektrycznego i mechanicznego może być użyty ponownie. W praktyce przy serwisie instalacji RTV/SAT, kiedy np. skracamy kabel o kilka centymetrów, bardzo często po prostu odkręca się stary wtyk, przygotowuje na nowo koniec przewodu (zdjęcie izolacji, ułożenie oplotu, kontrola dielektryka) i wkręca ten sam wtyk ponownie. Ważne jest, żeby po ponownym montażu zachować prawidłową geometrię złącza, czyli odpowiednią długość wystającej żyły, brak zwarcia oplot–żyła oraz dobry docisk gwintu do ekranu. Z mojego doświadczenia, w instalacjach domowych i małych zbiorczych, to całkowicie normalna praktyka, oczywiście przy zachowaniu zdrowego rozsądku – jeśli wtyk wygląda na „zmęczony życiem”, lepiej go wymienić, bo koszt jest groszowy. Branżowe dobre praktyki mówią, że najważniejsze jest zachowanie parametrów toru 75 Ω, ciągłości ekranu i odporności na zakłócenia oraz wnikanie wilgoci. Sam wtyk F nie ma elementów, które się zużywają „elektrycznie”, więc nie ma wymogu automatycznej wymiany przy każdej ingerencji w instalację. Należy natomiast pilnować, by nie mieszać starych, skorodowanych złącz z nową, wysokiej jakości infrastrukturą, zwłaszcza w instalacjach o większych częstotliwościach (SAT, DOCSIS), gdzie każdy dodatkowy opór kontaktowy czy minimalne rozwarcie ekranu potrafi podnieść tłumienie i SWR. Podsumowując: dopóki złącze F jest mechanicznie sprawne i czyste, jego ponowne użycie jest zgodne z dobrą praktyką instalatorską i nie pogarsza parametrów toru.
Wokół wtyków typu F narosło sporo mitów, często wynikających z chęci „dmuchania na zimne” albo z doświadczeń z bardzo tanimi, kiepskimi złączami. Kluczowe jest zrozumienie, jak ten wtyk działa. To zwykłe złącze mechaniczno‑śrubowe na kabel koncentryczny 75 Ω, w którym żyła środkowa staje się pinem, a oplot z folią pełnią rolę styku masy i ekranu. Tu nie ma żadnych elementów jednorazowych, które po pierwszym montażu trzeba wyrzucić. Stąd pomysł, że można go użyć ponownie tylko raz, nie ma żadnego technicznego uzasadnienia – to bardziej takie „instalatorskie przesądy” niż realna zasada. Jeżeli wtyk ma dobry gwint, nie jest rozepchany, nie widać pęknięć czy odkształceń, to przy poprawnym ponownym przygotowaniu końcówki kabla będzie działał równie dobrze, jak nowy. Z kolei przekonanie, że wszystkie wtyki F muszą być z automatu wymieniane przy każdej wymianie okablowania, też jest mocno na wyrost. Oczywiście wielu fachowców tak robi z przyzwyczajenia – bo złącze jest tanie, a przy okazji ma pewność co do jakości. Ale nie jest to wymóg techniczny ani standard branżowy, tylko kwestia podejścia i budżetu. W praktyce ważniejszy jest stan fizyczny złącza i jakość połączenia niż jego „wiek”. Ciekawym przypadkiem jest sytuacja z wodą. Tu faktycznie pojawia się realny problem: jeżeli kabel z wtykiem F był dłuższy czas zalany wodą, występuje korozja ekranu i żyły, a sygnał potrafi dramatycznie siąść. Natomiast samo krótkotrwałe zawilgocenie z zewnątrz nie oznacza od razu, że złącze trzeba wyrzucić – w profesjonalnych instalacjach stosuje się złącza kompresyjne, taśmy samowulkanizujące, gumowe kapturki, właśnie po to, żeby do środka nic nie wchodziło. Jeśli wilgoć dostała się głęboko i pojawiła się korozja, wtedy z praktyki najlepiej jest wymienić zarówno fragment kabla, jak i złącze. Ale to wynika ze stanu technicznego, a nie z samego faktu, że „miała kontakt z wodą”. Typowy błąd myślowy przy tym pytaniu polega na traktowaniu wtyku F jak elementu jednorazowego lub „delikatnego”, tymczasem to dość proste, odporne złącze, które przy normalnej eksploatacji można spokojnie demontować i montować ponownie, byle robić to z głową i ocenić realny stan mechaniczny oraz ewentualną korozję.