Prawidłowa odpowiedź to światłowód, bo sygnał w takim kablu jest przenoszony w postaci fali świetlnej, a nie prądu elektrycznego. To jest klucz. Światło biegnie w rdzeniu szklanym lub plastikowym, który jest dielektrykiem, więc zewnętrzne pole elektryczne praktycznie nie ma jak sprzęgnąć się z tym sygnałem. Nie ma tam przewodzącego żyły, po której płynie prąd wysokiej częstotliwości, więc nie występuje klasyczna indukcja elektromagnetyczna ani zakłócenia typu przesłuch czy brum. Z mojego doświadczenia w instalacjach sieciowych: jeżeli masz środowisko z dużą ilością urządzeń dużej mocy, silników, falowników, spawarek, to światłowód jest po prostu świętym spokojem – zero problemów z zakłóceniami EMI/EMC. W nowoczesnych sieciach przemysłowych, centrach danych czy sieciach operatorów dobrym standardem jest stosowanie okablowania światłowodowego właśnie tam, gdzie warunki elektromagnetyczne są ciężkie, albo dystanse są duże. Zresztą normy z rodziny ISO/IEC 11801 i EN 50173 wręcz sugerują światłowody jako medium preferowane w środowiskach o wysokim poziomie zakłóceń. Dodatkowo światłowód zapewnia separację galwaniczną – między urządzeniami nie ma połączenia metalicznego, więc przepięcia, różnice potencjałów, wyładowania atmosferyczne czy prądy błądzące nie przenoszą się linią transmisyjną. To jest ogromny plus przy łączeniu budynków, szaf zasilanych z różnych rozdzielni itd. W praktyce: w fabrykach, elektrowniach, stacjach SN/NN, a nawet w windach i systemach BMS coraz częściej ciągnie się światłowód zamiast skrętki miedzianej właśnie dlatego, że silne pola elektromagnetyczne, prądy rozruchowe silników czy praca przekształtników nie wpływają na transmisję optyczną. Nawet jeżeli obok leżą kable zasilające 400 V o dużych prądach, to transmisja po światłowodzie pozostaje stabilna i parametry takie jak BER czy opóźnienia nie pogarszają się od pola elektrycznego. Moim zdaniem to jedno z najbardziej eleganckich rozwiązań, jeśli chodzi o odporność na zakłócenia i bezpieczeństwo transmisji danych.
Wiele osób intuicyjnie zakłada, że skoro każdy kabel ma jakąś formę ekranowania czy skręcania żył, to silne pole elektryczne nie będzie dużym problemem. I tu właśnie pojawia się typowy błąd myślowy: mylenie ograniczania zakłóceń z ich praktycznie całkowitą eliminacją. Kable miedziane – niezależnie, czy to skrętka, para symetryczna czy kabel koncentryczny – zawsze mają metaliczny tor przewodzący, po którym płynie prąd. A skoro płynie prąd, to zewnętrzne pole elektromagnetyczne może się do niego sprzęgnąć. Skrętka (np. popularna UTP/STP stosowana w Ethernet) ma pary przewodów skręcone po to, żeby zakłócenia indukowały się w obu żyłach w podobny sposób i mogły być odfiltrowane jako sygnał wspólny. To jest bardzo sprytne i działa dobrze w typowych biurowych warunkach, ale przy silnych polach – np. przy kablach zasilających duże silniki czy w pobliżu transformatorów – zakłócenia nadal mogą powodować błędy transmisji. Nawet ekranowana skrętka (FTP, STP) ma pewną skuteczność, ale jej ekran nie jest idealny i zależy mocno od poprawnego uziemienia, zgodnie z zasadami EMC opisanymi choćby w normach PN-EN dotyczących kompatybilności elektromagnetycznej. Para symetryczna to w zasadzie ta sama idea – dwa przewody o jednakowej impedancji, umożliwiające transmisję różnicową. Daje to dobrą odporność na zakłócenia, ale nie pełną. Wciąż mamy przewodnik, w którym może indukować się napięcie od zewnętrznego pola elektrycznego. W systemach telefonicznych czy sterowniczych taka linia sprawdza się, lecz w bardzo „brudnym” elektromagnetycznie otoczeniu jej parametry mogą być wyraźnie gorsze niż w środowisku biurowym. Kabel koncentryczny jest często przeceniany pod kątem odporności na zakłócenia. Owszem, jego konstrukcja (żyła centralna, dielektryk, oplot ekranujący) zapewnia lepsze ekranowanie niż zwykła skrętka, dlatego był długo standardem w telewizji kablowej i dawnych sieciach komputerowych (10BASE2, 10BASE5). Jednak ekran z oplotu czy folii nie jest idealną klatką Faradaya. Przy bardzo silnych polach, złym uziemieniu, długich odcinkach i różnicach potencjałów wciąż może dochodzić do zakłóceń, odbić, zmian impedancji czy wzrostu szumu tła. Innymi słowy – jest dobrze, ale nie tak dobrze jak w światłowodzie. Sedno jest takie, że wszystkie te rozwiązania miedziane próbują radzić sobie z zakłóceniami za pomocą geometrii przewodów, ekranów i sposobu prowadzenia przewodów, ale nie usuwają samej możliwości sprzęgania się pola elektrycznego z sygnałem. Światłowód rozwiązuje problem u podstaw: brak metalicznego toru transmisyjnego oznacza, że zewnętrzne pole elektryczne praktycznie „nie widzi” sygnału optycznego. Dlatego wybieranie któregoś z kabli miedzianych jako najlepszego w silnym polu elektrycznym wynika zwykle z niedoszacowania poziomu zakłóceń albo z przyzwyczajeń do tradycyjnych rozwiązań, a nie z realnych właściwości fizycznych tych przewodów.