Prawidłowo przyjąłeś, że skoro wycinamy uszkodzony około 1‑metrowy odcinek z istniejącej, około 20‑metrowej trasy kabla koncentrycznego, to w efekcie mamy do połączenia trzy odcinki: kabel istniejący z jednej strony, kabel wymieniany pośrodku i kabel istniejący z drugiej strony. Każde takie połączenie dwóch kabli koncentrycznych w torze RTV/SAT wykonuje się w praktyce za pomocą dwóch wtyków F nakręcanych na końce kabli oraz jednego złącza F‑F (tzw. beczka F), które te dwa wtyki ze sobą łączy. Czyli na jeden punkt połączenia potrzebne są dwa wtyki F i jedno gniazdo F‑F. W naszym przypadku takich punktów połączeń są dwa: po lewej stronie nowego odcinka i po prawej stronie. Stąd łącznie wychodzą cztery wtyki F i dwa złącza F‑F. To się bardzo dobrze pokrywa z praktyką instalatorską – dokładnie tak robi się przedłużenia, naprawy i wstawki w kablach koncentrycznych w instalacjach telewizji naziemnej, satelitarnej czy kablowej. Moim zdaniem warto zapamiętać prostą zasadę: każde miejsce, gdzie łączysz „goły” kabel z „gołym” kablem, wymaga dwóch złączy męskich (wtyków) i jednego łącznika żeńskiego‑żeńskiego. Jest to zgodne z typowymi rozwiązaniami stosowanymi w systemach wg PN‑EN 50117 i dobrymi praktykami branżowymi – nie stosuje się skręcania żył na „skrętkę” czy lutowania w kablach koncentrycznych, bo psuje to impedancję falową (najczęściej 75 Ω) i powoduje odbicia sygnału. Dodatkowo, przy takiej naprawie trzeba pamiętać o poprawnym przygotowaniu kabla: dokładnym zdjęciu izolacji, nieuszkodzeniu ekranu (oplotu i folii), zachowaniu ciągłości ekranu elektromagnetycznego i mocnym dokręceniu wtyków F. W praktyce warto też zwrócić uwagę na jakość samych elementów – tanie, luźne „beczki” F‑F potrafią wprowadzać dodatkowe tłumienie i pogorszyć parametry toru, co przy dłuższych trasach i sygnale SAT może już być zauważalne.
W tego typu zadaniu bardzo łatwo jest się złapać na pozornie logiczne uproszczenie: skoro wycinamy tylko niewielki fragment kabla, to wystarczy go jakoś tam „wstawić” i użyć minimalnej liczby elementów. Tymczasem w praktyce instalatorskiej nie patrzy się na długość wycinanego odcinka, tylko na liczbę punktów połączeń, jakie powstaną. Po wycięciu uszkodzonego metra mamy trzy odcinki kabla: lewy istniejący, środkowy nowy i prawy istniejący. Każdy punkt styku dwóch kabli koncentrycznych musi być zrealizowany jako połączenie dwóch wtyków F wkręconych w złącze F‑F (beczkę). Jeżeli ktoś zakłada, że wystarczy jedno złącze F‑F i jeden lub dwa wtyki F, to zwykle wynika to z mylnego wyobrażenia, że da się „wcisnąć” kabel bezpośrednio w beczkę z jednej strony lub że z drugiej strony jest już jakieś gniazdo, do którego można się wpiąć. W tym zadaniu założeniem jest jednak czysta linia kablowa, bez dodatkowych osprzętów po drodze. Z tego powodu każdy z trzech fragmentów kabla musi mieć na swoim końcu zamontowany wtyk F, a dwa sąsiednie końce łączymy poprzez złącze F‑F. W efekcie wychodzą dwa niezależne punkty połączeń, a więc dwa złącza F‑F i cztery wtyki F. Przyjęcie mniejszej liczby elementów prowadzi do sytuacji, w której któryś z odcinków kabla nie ma prawidłowego, mechanicznie i elektrycznie stabilnego zakończenia. W praktyce branżowej jest to poważny błąd: pojawiają się niedopasowania impedancyjne, większe tłumienie przejściowe, możliwe przenikanie zakłóceń zewnętrznych przez przerwany ekran. Częstym błędem myślowym jest też mieszanie dwóch sytuacji: naprawy kabla w linii oraz zakończenia kabla w gnieździe abonenckim lub urządzeniu (tuner, rozgałęźnik, multiswitch). W gnieździe lub urządzeniu zwykle mamy już gwint F, więc na kablu wystarczy tylko wtyk F, ale tu tego nie ma – łączymy kabel z kablem. Z mojego doświadczenia takie niedoszacowanie liczby złącz często kończy się tym, że instalator „kombinuje” na budowie: skręca żyły, owija taśmą, robi prowizorkę. To jest sprzeczne z dobrymi praktykami i normami, np. z wymaganiami zachowania ciągłości ekranu w instalacjach RTV/SAT. Dlatego poprawne myślenie w tym zadaniu polega na policzeniu punktów połączeń, a nie na intuicyjnym ograniczaniu liczby elementów mechanicznych.